sobota, 26 października 2013

Notka, w którey Autor pól dnia spędza, zupkę chińską sporządzayąc


Stare dziecko strasznie człowieka postarza i oczywiście wszystkie te teksty „Ha, ha, pani Lauro, pani to wygląda jak szesnastolatka, i ojej, starsza siostra swojej córki” są być może miłe, ale realnie to je można sobie wsadzić w walonki i popchnąć wyciorem od armaty.
Stare dziecko ma też taką cechę, że zmierza kłusem ćwiczebnym ku wegetarianizmowi, a nawet weganizmowi. Co jako wszystkożerca akceptuję u dziecka, ale mojemu organizmowi to niezbyt odpowiada.
Jednak stare dziecko potrafi człowieka nakarmić należycie, w odróżnieniu od młodego dziecka, które nakarmi głównie galaretką z torebki.
Dziecko, czyli Dzieć, dla domowych Płaz, nakarmił mnie zupą ramen, który to eksperyment postanowiłam zaimplementować. Ramen jest daniem japońskim o chińskich korzeniach, najpopularniejszym fastfoodem i natchnieniem, jakie towarzyszyło wynalazcy chińskiej zupki błyskawicznej. Nie istnieje sformalizowany przepis na ramen i widzi Bóg, że to jest dobre.
Pół dwudziestopięciogramowej paczki wodorostów kombu, kupionej w „Kuchniach świata” zalewa się dwiema szklankami wrzątku. Mogą tak stać całą noc, albo dwie godziny, albo z braku czasu można je od razu zacząć gotować – aż będą miękkie. Wówczas należy je odcedzić, gluta wywalić, a zostawić płyn. Zamiast kombu można użyć grzyba suszonego, lub nie użyć całkiem niczego.
Dwie małe marchewki (dla skrócenia technologii pokrojone w plasterki), cebule (było to sześć cebulek wielkości szalotek) pokrojone w ćwiartki i niezbyt starannie obrane z łupy, kostkę rosołową ą ę wegetariańską trzeba zalać pół litrem wody, dodać ten płyn od kombu albo samej wody i gotować, aż warzywa będą miękkie. Można dodać chilli.
W czasie, kiedy wywar się gotuje, robi się marynatę z octu ryżowego, plastik lemon dżusa, przyprawy maggi i liquid smoke’a czyli aromatu dymu wędzarniczego. Jak wspomniałam, żaden ze składników nie jest obowiązujący, proszę się nie krępać jak żaba w kamizeli. Ortodoksi nie mają czego szukać na tym blogu. W marynacie namoczyłam sześć pieczareczek brązowych i dziesięć maciuciuciupeńkich brukselek. Po pewnym czasie (ale nie wiem po jakim, ponieważ medytowałam) brukselki zmikrofalizowałam krótko – jest to w ogóle chyba najlepszy sposób gotowania brukselki, bo zachowuje przy tym piękny, zielony kolor.
Odcedziłam rzadkie i gęste z wywaru. Gęste wywaliłam. Rzuciłam na grilla pieczarki i brukselkę. Zalałam wywarem makaron z gotowej zupki chińskiej. Dorzuciłam zgrillowane warzywa i po pół awokado na łeb. Awokado zastępuje jajko na twardo. Nie mam nic przeciwko jajku na twardo, ale awokado ma tę zaletę, że nie trzeba go gotować, a w zupie smakuje wybornie. Jak ktoś ma chęć, może też sobie zgrillować tofu. Ja nie miałam.
Bardzo nam smakowało, tylko kot był rozczarowany.

Chciałam pokazać zdjęcie zupy (bo może ktoś nie wie, jak wygląda zupa) i zdjęcie kota (jak wyżej), ale nie można pobrać zdjęcia  z komputera. Musi być z telefonu. Do czego należy pobrać specjalną aplikację. Pocałuj mnie w zupę, blogspocie. 

To jest zupa. To była zupa.

A to jest kot. Baronowa ma kota.