Stare dziecko strasznie człowieka
postarza i oczywiście wszystkie te teksty „Ha, ha, pani Lauro, pani to wygląda
jak szesnastolatka, i ojej, starsza siostra swojej córki” są być może miłe, ale
realnie to je można sobie wsadzić w walonki i popchnąć wyciorem od armaty.
Stare dziecko ma też taką cechę, że
zmierza kłusem ćwiczebnym ku wegetarianizmowi, a nawet weganizmowi. Co jako
wszystkożerca akceptuję u dziecka, ale mojemu organizmowi to niezbyt odpowiada.
Jednak stare dziecko potrafi człowieka
nakarmić należycie, w odróżnieniu od młodego dziecka, które nakarmi głównie
galaretką z torebki.
Dziecko, czyli Dzieć, dla domowych Płaz,
nakarmił mnie zupą ramen, który to eksperyment postanowiłam zaimplementować.
Ramen jest daniem japońskim o chińskich korzeniach, najpopularniejszym
fastfoodem i natchnieniem, jakie towarzyszyło wynalazcy chińskiej zupki
błyskawicznej. Nie istnieje sformalizowany przepis na ramen i widzi Bóg, że to
jest dobre.
Pół
dwudziestopięciogramowej paczki wodorostów kombu, kupionej w „Kuchniach świata”
zalewa się dwiema szklankami wrzątku. Mogą tak stać całą noc, albo dwie godziny,
albo z braku czasu można je od razu zacząć gotować – aż będą miękkie. Wówczas
należy je odcedzić, gluta wywalić, a zostawić płyn. Zamiast kombu można użyć
grzyba suszonego, lub nie użyć całkiem niczego.
Dwie małe
marchewki (dla skrócenia technologii pokrojone w plasterki), cebule (było to
sześć cebulek wielkości szalotek) pokrojone w ćwiartki i niezbyt starannie
obrane z łupy, kostkę rosołową ą ę wegetariańską trzeba zalać pół litrem wody,
dodać ten płyn od kombu albo samej wody i gotować, aż warzywa będą miękkie.
Można dodać chilli.
W czasie,
kiedy wywar się gotuje, robi się marynatę z octu ryżowego, plastik lemon dżusa,
przyprawy maggi i liquid smoke’a czyli aromatu dymu wędzarniczego. Jak
wspomniałam, żaden ze składników nie jest obowiązujący, proszę się nie krępać
jak żaba w kamizeli. Ortodoksi nie mają czego szukać na tym blogu. W marynacie
namoczyłam sześć pieczareczek brązowych i dziesięć maciuciuciupeńkich
brukselek. Po pewnym czasie (ale nie wiem po jakim, ponieważ medytowałam)
brukselki zmikrofalizowałam krótko – jest to w ogóle chyba najlepszy sposób
gotowania brukselki, bo zachowuje przy tym piękny, zielony kolor.
Odcedziłam
rzadkie i gęste z wywaru. Gęste wywaliłam. Rzuciłam na grilla pieczarki i
brukselkę. Zalałam wywarem makaron z gotowej zupki chińskiej. Dorzuciłam
zgrillowane warzywa i po pół awokado na łeb. Awokado zastępuje jajko na twardo.
Nie mam nic przeciwko jajku na twardo, ale awokado ma tę zaletę, że nie trzeba
go gotować, a w zupie smakuje wybornie. Jak ktoś ma chęć, może też sobie
zgrillować tofu. Ja nie miałam.
Bardzo nam
smakowało, tylko kot był rozczarowany.