niedziela, 24 marca 2013

Na początku był głód – czyli podpłomyk, soczewica i massa krówkowa

Na początku był głód – czyli podpłomyk, soczewica i massa krówkowa
24 lutego 2008

Na pewno już wspominałam, że jestem kretynem topograficznym. Objawia się to tak, że nie pamiętam drogi. Tylko samochodem wprawdzie, piechotą trafiam wszędzie. Niestety – nie wszędzie da się dojść per pedes na czas. Poza tym nie mam pamięci do twarzy, których to twarzy następnie nie kojarzę z nazwiskami. Nie mam pamięci także do fabuł. Prawdę mówiąc – fabuły mnie nie interesują i nie mają dla mnie większego znaczenia. Z tego powodu prawie nie czytam beletrystyki, bo nawet w trakcie nie jestem w stanie zbornie opowiedzieć kto z kim, po jaką cholerę, dla jakich korzyści.
A notki nowej od jakiegoś czasu nie ma, bo książkę czytałam. Nie beletrystyczną, niech Bóg zabroni, normalną. Marka Konarzewskiego „Na początku był głód”. To się czyta jak kryminał. Łyknęłam, trawiłam, potem pomyślałam, że wstawię notkę. Cały problem w tym, że kiedy czytałam, nie robiłam stosownych notatek. I zanim te notatki zrobię to pewnie jesień już będzie.
Więc mogę krótko: świetna książka. A teza jej jest taka. Człowiek jest ofiarą swojego sukcesu ewolucyjnego. Osobliwym przykładem na to są ci ludzie (to jest większość), którzy tyją. Człowiek ma po prostu paleolityczny genotyp, przystosowany do okresów głodu i obżarstwa, a nie do przetworzonych produktów z hipermarketów. Właśnie z powodu tego przystosowanie sprzed milionów lat diety nie skutkują, a na dłuższych przebiegach i dalszej niż tygodniowa perspektywie sieją w organizmie, jak to jest z dietą Atkinsa, który to Atkins – co należy podkreślić nie bez satysfakcji – zmarł na serce, a nie powinien, skoro tak zdrowo się odżywiał. Nadto nigdy jeszcze jedzenie nie było tak łatwo dostępne jak obecnie. Trzeba się było fest nakręcić, żeby coś zdobyć. Nawet padlina nie była tak prosta do zdobycia. Weź tu i odpędź głodnego dzikiego kota, który sobie coś upolował.  W porównaniu do innych zwierząt człowiek nie jest ani zręczny, ani szybki. Jego siła tkwi w postawie dwunożnej, w tym, że poci się całą powierzchnią ciała (czyli ma świetne chłodzenie) i może zwierzynę od niego silniejszą i szybszą po prostu zamęczyć, podążając za nią truchcikiem. Ale paczka czipsów nie ucieka, żaden trucht tu potrzebny nie jest.
Bardzo mnie książka Konarzewskiego podniosła na duchu. Nie raz i nie dwa gadałyśmy z Dzie(g)ciem, że ja mam jaskiniowy przewód pokarmowy. Tak, querva, lubię mięso. Moi przodkowie byłi padlinożercami i kanibalami. Wasi też – chociaż możecie tego nie przyjmować do wiadomości. Nie mam enzymów do trawienia białek z mleka i mleka nie pijam. Jeśli chcę się żle poczuć powinnam zjeść twarogu. Ja was brzuchy po twarogu nie bolą to pewnie pochodzicie bardziej niż ja od tych neolitycznych nieszczęśników, którzy zaczęli prowadzić osiadły tryb życia, hodować bydło i zasuwać przy żarnach. Życie łowcy-zbieracza było stokroć przyjemniejsze i zdrowsze niż rolnika – pasterza. Łowcy mieli ponad 1,80 wzrostu. Niby bardziej ewolucyśjnie zaawansowani rolnicy skarleli do 1,55.
Na fali tych rozważań antropologiczno- dietetycznych upiekłam podpłomyki, zrobiłam pierogi ze soczewicą, a na końcu postawiłam przyjemny nowoczesny akcent, sporządzając massę krówkową.
Podpłomyki zrobiłam nie szczypiąc się specjalnie. Jakieś półtorej szklanki mąki zagniotłam z jajcem i wodą – tak, żeby powstało dość luźne ciasto. Dodałam do niego pół łyżeczki soli. Nie wiem, czy człowiek neolitu dysponował solą. Pewnie jeden tak, a inny nie. Jeśli kogoś to strasznie ma dręczyć, mogę jutro zapytać jakiegoś archeologa od nas. Ja tam sól miałam i dałam. Ciasto wałkowałam na bardzo cienkie placki i smażyłam na lekko natłuszczonej patelni dopotąd aż się nie zaczęły tworzyć purchle (na podpłomyku, nie na patelni). Bardzo wesoło, a co smrodu było w mieszkaniu – no całkiem jak w kurnej chacie!
Ugotowałam też pierogi ze soczewicą, b to jedna z najstarszych roślin uprawnych. Nie jestem skądinąd pewna, czy oddałabym za miskę soczewicy pierworództwo. Ale tak sobie w sumie teoretycznie bryluję, bo to ani głodna nie jestem, ani młodszego rodzeństwa nie mam.
Z tego wszystkiego najprzyjemniej robi się massę krówkową, kajmakową zwaną. Puszkę się wstawia do gara z wodą i można się zająć ciekawszymi rzeczami niż kuchnia.
Dwie dziurki w nosie, na tym skończyło-sie, a trzecia w dupie, słuchajcie głupie.

2 komentarze:


  1. Napisane przez zemfiroczka około 5 rok (lata) temu.
    No psia kostka, o Tylmura tez czytalam o ksiązce, a jeszcze jej nie mam- toż to jakieś nieporozumienie. Mówisz, warto?
    A na podpłomyki, to się chyba i ja rzucę
    pozdr

    Napisane przez Cot-->zemfiroczka około 5 rok (lata) temu.
    Bardzo warto – ale ja jestem troche spaczona i to jerst ten tyyp ksiazek, ktory lubie.
    Z podpłomykami jest fajna zabawa. Myślę też, że to może być jedzenie_ostatnia_deska_ratunku w jakieś święto kościelne, kiedy to z mocy ustawy sejmowej znów będą zamknięte wszystkie sklepy a w tych co będą czynne zabraknie chleba.

    Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    A mnie się purchle zrobily od warzyw grillowanych na patelni. Znakiem tego -warzywa grillowane niedobre są

    Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Niezdrowe znaczy. jak patelni purchle porobiły to co mogą z żołądkiem nawyprawiać!

    Napisane przez Cot-->Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    O mater dolorosa! Chyba juz nigdy nie zgriluje warzyw! Prawde mowiac, to grilowalam w zyciu tylko dwa razy – ale na grilu. A tak nawiasem mowiac, co to byly za warzywa?! Miech chociaz wiem, czego sie bac.:)

    Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Na pewno papryka i cos jeszcze, ale nie pamietam. Oczywiscie, ze wina papryki, bo winy patelni z Ikei wmowic sobie nie dam

    Napisane przez Cot-->Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Jak wiesz, mam uczu;lenie na papryke, wiec sie nawet nie zdziwilam

    Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Papryka w stanie surowym badz solonym albo olejonym (;-)) jest dobra, natomiast na cieplo, obojetnie czy pieczona,grilowana,smazona czy gotowana, to swinstwo straszne i trucizna zdradziecka.
    Nic dziwnego, ze nawet patelni zaszkodzila.

    Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Cot nawet bloga o gotowaniu nienawidzi )

    Napisane przez Cot-->Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Nie no, aż tak żle to nie jest. Tylko nie piszę, jak nie mam o czym
    Poza tym aktualnie fascynuje sie meteorologia. Wlasnie zaczyna kurewsko wiac.

    Napisane przez zemfiroczka około 5 rok (lata) temu.
    Taaa, i znowu nazwali to żeńskim imieniem, psia kostka. Jak w średniowieczu winnym wszystkiego jest kobieta- w tym przypadku Emma
    pozdr

    Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Nieee, no w zeszłym roku Cyryl szalał

    Napisane przez kura z biura około 5 rok (lata) temu.
    Cocie, yessteś bosska.
    I nie mów mi tu, że fabuł nie pamiętasz, bo taki na przykład „Klub pierwszych żon” przeczytałam swego czasu dlatego tylko, że go w „Filipince” zachwalałaś. Streszczając fabułę co nieco.
    No nie wiem, może robiłaś wtedy notatki.

    Napisane przez Cot około 5 rok (lata) temu.
    –>zemifiroczka No właśnie, co sie tych biednych konit uczepili. Z drugiej strony wiesz, jest taka jesna Emma, ktorej nie lubimy tu w domu, wiec w tym jednym wypadku nie mamy nic przeciwko.
    –> Szeherezada S. To prawda, Cyryl byl. Ale statystycznie jednak antyfeminizmem wieje

    Napisane przez Cot-->kura z biura około 5 rok (lata) temu.
    Dyg, dyg (nauczyli mnie w „Gawędzie”)
    Zdradze Ci wstydliwa tajemnice: streszczalam z ksiazka w reku. A „Klub pierwszych zon” jest mniodzio. Aczkolwiek dzisiaj to ja w ogole akcji nie pamietam, a o imionach bohaterek to w ogole mowy nie ma. Nawet puenty nie pamietam… slowo.

    Napisane przez zemfiroczka--->Cot około 5 rok (lata) temu.
    „statystycznie jednak antyfeminizmem wieje ”
    cóż za trafne spostrzeżenie- podpisuję się pod tym wszystkimi łapami

    OdpowiedzUsuń

  2. Napisane przez kura z biura około 5 rok (lata) temu.
    Takie niepamiętanie fabuł to w sumie dobra rzecz, można mieć jedną książkę i czytać ją w kółko. Rozrywka jest, a pieniędzy człowiek nie wyda.
    A ja jestem nieraz zafascynowana tym, co właściwie zostaje w głowie jakiś czas po lekturze. Jakieś oderwane fragmenty, okruchy, nieraz zupełnie marginalne – ale właśnie to mózg uznał za godne zapamiętania. A resztę diabli wzięli.

    Napisane przez Cot-->kura z biura około 5 rok (lata) temu.
    Nop to wygoda wyjątkowa jest – zwłaszcza jeśli chodzi o krymminały. To samo zjawisko tyka się filmów.
    … ale rozumiem, że i Ciebie to zjawisko dotyka?!

    Napisane przez batumi około 5 rok (lata) temu.
    JA mam 1,55, wypraszam sobie, nie jestem rolnikiem. Mogę się najwyżej zgodzić, że jestem bardziej zaawansowana ewolucyjnie (małe mniej mogą żryć)

    Napisane przez Cot==>batumi około 5 rok (lata) temu.
    Ja mam 1,58 – ale i tak uwazam sie za spadkobierce paleolitycznbych łowców – zbieraczy. A te małe nie żrą mniej. Małe zjadają więcej (relatywnie) w stosunku do masy swojego ciała. Doprawdy, nie ma sie czego wstydzic

    Napisane przez moje-waterloo około 5 rok (lata) temu.
    Ja się wykształciłam (genetycznie) później, z tych kurdupli. Otrzymuję jednakowoż zastrzyki białka zwierzęcego w przemiennym cyklu tygodniowym (gdy gotuje Prezes).
    Czarny humor mi się włączył po przeczytaniu o Atkinsie albowiem znalam pewną miłą panią, która się przekludziła na dietę Kwaśniewskiego, kilka lat głosiła wyższość świąt Wielkie Nocy nad świętami Bożego Narodzenia bardzo intensywnie, aż trzasło, prasło, dostała wylewu i skończyła jako warzywo. Którego nie spożywała nawet w ilościach homeopatycznych.
    Strach się bać.

    Napisane przez Cot-->moje-waterloo około 5 rok (lata) temu.
    Strach sie bac ile bedzie osob chorych (i na utrzymaniu zdrowej czesci spoleczenstwa z powodu zwiekszonych kosztow leczenia) za kilka lat. Te wszystkie mlode panny, ktore zyja Atkinsem i raz na jhakis czas funduja sobie diete kopenhaska, ktora wtraca orgamnizm w stan ketozy. Ile osob rozwali sobie serce i nerki, ze o watrobie nie wspomne. Ech…

    Napisane przez an około 5 rok (lata) temu.
    Kiedy tu wyglada, ze jest na opak – ja mam ze 20 cm wiecej od Cota, a miesa nie lubie. I co? Ktos mnie kiedys przekonywal, ze jest on wlasnie potomkiem lowcow/azjatow/ czy co tam, bo ma grupe krwi B i musi sie, w zwiazku z tym , zywic samym miesem. Z tym ze ja mam, przypadkiem, tez B, i jakos nie musze. Wiec przekonalam sie tylko do tego, ze nie zadna genetyka jest powodem doboru dan, tylko ochota na kotleta
    Wiec zaraz pojde sobie zmajstrowac (bezmiesnego) podplomyka, brzmi kuszaco Ze swiat koscielnych najbardziel by sie pewnie nadal na Wielki Piatek, ale ten niestety nie jest wolny

    Napisane przez Cot-->an około 5 rok (lata) temu.
    Mie wiem, czy jest jakas korelacja miedzy wzrostem a miesozernoscia lub nie. Moze nieprecyzyjnie napisalam – chodzi o to, ze osiadly tryb zycia, rozwoj rolnictwa i pasterstwa spowodowal pewne skarlenie. Obecnie ludzie znowu sa wyzsi i na pewno ma na to wplyw bardzo wiele roznorodnych czynnikow.
    A co do powiazania najlepszego rodzaju diety dla grup krwi. Naukowo tego nie potwierdzono, wiec te rewelacje maja w gruncie rzeczy znikoma wartosc. Z rownym powodzeniem moznaby przypisac jakis konkretny sposob odfzywiania znakom zodiaku. I tez by sie znalezli tqacy, ktorzy by mowili, ze to ma uzasadnienie.

    OdpowiedzUsuń