niedziela, 24 marca 2013

Szlag trafł bombki, choinki nie będzie

Szlag trafł bombki, choinki nie będzie
28 lutego 2006

Plany na spędzenie pośmierdziałkowego popołudnia miałam zaiste przepiękne.
Rybka zwana pangą leżała sobie usmażona, wystarczyło tylko ją ciepnąć do mikrofali. Należało jeszcze tylko kupić parę rzeczy, bo po smrodocie i śmierdzieli nie było w domu – na przykład – ani jednego kartofla. Natomiast jeśli się rozbiega o pieniądze, to miałam złotych nowych polskich 4. Albowiem w weekend kupowano rozmaitości, jako to: blok z białej czekulady, galaretki w czekoladzie, piwo, napój gazowany i inne – jak mawiają Dziadek z Babką – gówna.
Po kurtuazyjnej wizycie w bankomacie („dziękujemy za skorzystanie z sieci banku…”) udałam się do sklepu. No i tak sobie myślałam jak to fajnie i bezmyślnie spędzę popołudnie. Dzieć pójdzie na grupę a ja tak. Przymierzę sobie tę garsonkę od Versace, co ją kupiłam dzięki pomocy pożyczkowej Eli, też bezrobotnej. Wiódł ślepy kulawego, no bo na odwrót to jakoś nie chce być.
Następnie uczczę fakt, że Dzieć znowu zapomniał karty miejskiej, ale jako że nie mam żadnego sygnału, że go kanar przykaraulił, życie moje jest bajką i mam do zapłacenia tylko jeden mandat a nie dwa. Więc upiekę kartofelki, oraz śliwki i morele zawijane w boczek.
W międzyczasie tak zwanym udam się do Grycana, gdzie kupię tort kawowy bezowy i go zjem, choćbym się miała porzygać, co nie przypuszczam.
Właśnie zawijałam się od kasy. W rękach dzierżyłam: dwa kilo ziemniaków, kapustę pekińską, mandarynki do surówki z wyżej wspomnianej kapusty, jajka, koci food suchy, papier toaletowy, bo jak się je to się również i vice versa, boczek, śliwki, morele, makaron spaghetti di semolina oraz pięciokilową torbę żwirku dla kotów. Zastanawiałam się, jakimż to ja sposobem dzierżąc ten balast, zdołam otworzyć skrzynkę na pogróżki, w której widziałam pogróżkę od telefonii komórkowej i z banku.
I wtedy komórka zaczęła mi skikać jak jojo oraz grać walc minutowy. Wypuściłam siaty na ladę, dobyłam telefon, w którym odezwał się Dzieć głosem nabolałym:
- Jechałam do szkoły, ale w drodze zrobiło mi się niedobrze. Wysiadłam, porzygałam się i wróciłam do domu. Leżę. Kręci mi się w głowie.
No i weź tu rób, człowieku, szaszłyczki z boczku choremu, który rzyga. A tylko dla siebie – to też jakieś nieludzkie.
A tak się na nie napaliłam. I na ten tort. Zwłaszcza że nie ma czego świętować.

6 komentarzy:



  1. Napisane przez Klu około 7 rok (lata) temu.
    to jakaś zaraza się rozlazła wczoraj po stolycy?
    Móje dziecię takowoż chore żoładkowo-grypowo się przyczołgało i zażądało natychmiast domwego krupniczku(a?) Co w te pędy i spreparowano.
    Bo nie masz zupki ponad krupniczek w takie ziejące zimnymi trzęsawkami dni…
    i ja uwielbiam.
    Może zatem krupnik?
    ps. toto choróbsko jest jedniodniowe

    Napisane przez Cot około 7 rok (lata) temu.
    Istoptnie, jednodniowe, ale sedzi sie w domu DWA dni. Tak na wszelki wypadek. W domu fajnie jest.
    krupniczku nie zrobie. Uwielbialam jako dziecko, widocznie swoja dolew zyciu krupniku juz zjadlam, przez co nie moge na niego patrzec. To chyba jdyna zpa jakiej nie tykam. Ale rozmrazaja sie dietetyczne klopsiki.

    Napisane przez Klu około 7 rok (lata) temu.
    Jedno tylko znajduję wytłomacznie – nie jadłas Cotku mojego krupniczku… tą ambrozją znudzić się po prostu nie da!

    Napisane przez Beem około 7 rok (lata) temu.
    O, jak Ci współczuję! Ale od razu czytając, a nie znając końca (tu się zastanawiałam – puenty czy pointy, wygrało inne rozwiązanie) uważałam, ze za dużo przyjemności popołudniowych ładujesz na swe słabe barki kobiece. To się nie mogło dobrze skończyć! Do jedzenia radzę grysik błyskawiczny (u nas f-ma Kupiec, polecam) na wodzie, działa niezawodnie. Biedna Matko Polko!

    Napisane przez Cot-->Beem około 7 rok (lata) temu.
    Ja sie do tego festiwalu powinnam byla przyzwyczaic przez ostatnie dwa lata. Dwa dni w domu, trzy w szkole. Sobota, niedziela w domu, dwa dni choroby. Dzien w szkole. Dzien w domu. I tak na okraglo.

    Napisane przez Sz.Stiepanowna około 7 rok (lata) temu.
    No biedny,biedny Dziec.
    Biedny,biedny Cot:-)

    Napisane przez Beem około 7 rok (lata) temu.
    Poniewaz to było dawno, to mogę sie przyznać – ja podobnie. Tylko nie do domu, na wagary.Wyderka nie kocha szkoły, ja tez nie, kolezanki tak, bardzo, szkoły zupełnie. Skończy i pójdzie na studia, to jak ręką odjął. Zobaczysz. I wcale nie myśle, że udaje, mozna czegos nie znosić do wyrzygu. Póki to szkoła-dom, to dobrze.

    OdpowiedzUsuń

  2. Napisane przez Wydra około 7 rok (lata) temu.
    Tak po pierwsze, to ja se w posmierdzialek niechcacy wykasowalam pol spisu telefonow, z czego jakies 20% jest nie do odzyskania, a odzyskanie reszty bedzie cholernie upierdliwe (to bylo delikatne okreslenie, za delikatne). I zgodzilam sie z Cotem, ze bycmoze od tego te cudne sensacje.
    A ze szkoly nie lubie, to juz inna sprawa, i nikomu nie mowilam, ze lubie. Po pierwsze, szkole marnowany jest moj czas, popniewaz pan od polaka znowu jest na zwolnieniu, geogrfica i chemica tez praktycznie nas nie ucza, i tak dalej. W ciagu tych dwoch dni stracilam angilelski, matme, i okolo 10 minut geografii, bo facetka od geografii jest dyrektorka, i se moze przychodzic na ostatnie 10 min. Pozatym ilestam godzin zastepstwa za poloniste, wf, re-ly-gie na ktora nie chodze i ilestam godzin ze straza miejska.
    Znam ludzi, ktorzy do szkoly chodza towarzysko. Nie naleze do nich, niestety. Znajomych, tudziz niezbyt licznych przyjaciol oraz chlopaka mam w rozmaitych szkolach. Wiec aspekt towarzyski tez odpada, oraz pokrewny aspekt, plotkarski: jestem w stanie nie zauwazyc, ze dwie osoby z mojej kl maja sie ku sobie, albo ze kolezanka wlasciwie z mojej paczki sie tnie.
    W zasadzie moj brak zainteresowania sprawami innych ludzi moglby byc bardzo pozyteczny, gdyby lekcje sie ODBYWALY. Ale lekcje dziela sie na „luzne” (wychowawcza, wf, re-ly-gia, przygotowanie do zycia w rodzinie), zastepstwa (j. polski), Normalne Lekcje (fiza, jesli facet jest, angielski, biologia, przygotowanie do egzaminu) i takie, na ktorych sami musimy przyswoic material z ksiazki a potem ewentualnie rozwiazac jakies zadania albo zrobic notatke (historia, wos, matma, geografia).
    Nawet jezeli cos pominelam, to zauwazcie, ze w tygodniu jest 32 godziny lekcylne, z ktorych Normalne Lekcje to gora osiem.
    Dzwonie ja potem do kogos, pytam co w szkole, i slysze:
    wiesz, w sumie to nic nie stracilas.
    I to jest prawda, niestety.

    Napisane przez Wydra około 7 rok (lata) temu.
    O rety, jaki dlugi kometnarz napisalam!

    OdpowiedzUsuń

  3. Napisane przez Beem>Wydra około 7 rok (lata) temu.
    Wydro, Wyderko, szczerze Ci współczuję. Dobrego rozwiązania oczywiście nie mam, bo ono nie istnieje. Rada: uzbrój sie w cierpliwość, wszystko w końcu mija i się zmienia, brzmi to ohydnie banalnie, ale innej rady nie potrafię dać. Zresztą wcale mnie o radę nie prosisz, to ja bym chciała dać Ci cudowny sposób, żebyś była zadowolona. Ale chyba nie ma cudownych sposobów, swoje trzeba przecierpieć. A co potem – zobaczymy. Może to już będzie zupełnie inna rzeczywistość. Trzymaj się, geniuszom w szkole zawsze było ciasno.

    Napisane przez Cot-->Beem około 7 rok (lata) temu.
    Ja tez nienawidzilam szkoly. Mialam lekaza, ktory mi dawal lekka raczka zwolnienia. Ale tez i nie lubilam domu, w zw z pow chadzalam na wagary do biblioteki. I dlatego te choroby toleruje, chociaz mocno zaciskam zeby. W koncu jesli dla Wydry dom i matka w kwasnym humorze jest atrakcyjniejszy od wagarw, toi nie jest najgorzej.

    Napisane przez Wydra około 7 rok (lata) temu.
    Dwa razy w zyciu bylam na wagarach: pierwszy i ostatni. Byla z tego nieludzka chryja, z udzialem matki, dziadkow i polonisty. Polonista i tak mnie nienawidzi, wiec w sumie na jedno wychodzi. Cotowi chce oszczedzic takiej przyjemnosci jak bycie wzywana do szkoly, a co do dziadkow, chyba by mnie wydziedziczyli, gdynbym znowu z czyms takim wyskoczyla.
    Pozatym nie jestem milosnikiem mocnych wrazen, moze wtedy jak Cot chodzil do szkoly, byly bezpieczniejsze czasy, i nie bylo strazy miejskiej?
    W dodatku nie mam ani tak wspanialomyslmego lekarza jak Cot, ani takiej bibliotekarki.
    Zaiste, w trudnych warunkach przyszlo mi zyc. Nie sadzicie?

    Napisane przez Cot około 7 rok (lata) temu.
    Zezralo mi r w lekarzu, ktorego nalezy pisac tak, jak teraz: przez rz.

    Napisane przez Sz.Stiepanowna około 7 rok (lata) temu.
    Ech, ja tez zostawalam w domu.Nigdzie nie lazilam ,bo mi sie nie chcialo;)I lekarz byl oswojony:-)
    Liceum to jeden wielki koszmar byl.

    Napisane przez Cot-->Szeherezada około 7 rok (lata) temu.
    Liceum to dopiero przed nami niegrzesznymi

    Napisane przez Szeherezada.S około 7 rok (lata) temu.
    oj tam.Stare liceum.Dzieciowy wiek dzisiejszy to na moje oko moja pierwsza klasa liceum
    (IV liceum ogolnoksztalcace -wszystko mozesz tu znalezc…)

    OdpowiedzUsuń

  4. Napisane przez Beem około 7 rok (lata) temu.
    Wydra, wagary nie! Chyba to wyraźnie pisałam, że to były moje wspomnienia. Ja różnie się czaiłam, czasem wagary były grupowe u kogoś z pustym domem (ale moje liceum było żeńskie i niewinne), czasem szłam do kościoła i w pięknym wnętrzu przeprosiwszy w duszy gospodarza za najście czytałam książkę. Fakt, najfajniej było się „rozchorować”, ale ojczym był lekarzem, mama farmaceutką – musieli mieć dobry humor. Ale to było daaawno i w sumie nie warto. Minie, ani się obejrzysz.

    Napisane przez Klu około 7 rok (lata) temu.
    u mnie bylo odwrotnie niż u Wyderki.. ja chyba za dwa razy NIE BYEŁM na wagarach
    I mam wniosek racjonalizatorski by z przedmioty takie jak wychowawcza, re-ly-gia i przygotowanie do zycia w rodzinie prowadził jeden i ten sam ksiądz(uwentualnie zakonnica – co chyba bym wolał osobiscie)

    Napisane przez Wydra około 7 rok (lata) temu.
    No, wrocilam z tego miejsca kazni, bo mnie Cot zwolnil z ostatnich trzech lekcji. Wiecie, szkola wykancza mnie psychicznie. Moze mam alergie na ludzi.
    Chcialam zaznaczyc, ze trudno tu mowic o jakims stresie, ani tym zwiazanym z nauka (na klasowki grzecznie przychodze, nie boje sie odpowiadac przy tablicy), ani o stresie z powodu takiej czy owakiej sytuacji w klasie, bo jest tam ona nijaka. Nie mam tam przyjaciol, ani wrogow. Ale nie mam ez z kim pogadac na przerwie.
    W zwiazku z tym, ktos moglby wywniskowac, ze mi sie nie chce.
    Gdybym sie w tej szkole faktycznie czegos mogla nauczyc, to bym ja lubila. Podrecznik mozna czytac tez w domu.
    Lubie biologie. Bo pani od biologii sie CHCE nas uczyc. Moglabym polubic kazdy przedmiot, gdyby byl sensownie prowadzony.
    Wiekrzosc osob z mojej szkoly nie lubi biologii, bo pani jest „ostra”. Ale przynajmniej mam poczucie, ze czegos sie od niej moge dowiedziec. Mowi rzeczy, ktorych nie ma w podreczniku. A ze pyta ostro, mnie to nie rusza, umiem, albo nie umiem, jak umiem, to zalicze. Moze moje kolezanki nie wiedza czy sie nauczyly…?
    Na te biologie chce mi sie przychodzic, chociaz pani N. nie jest jedna z tych nauczycielek co robia z lekcji mini- happenig. Ale poprostu jej na nas zalezy.
    Wiekrosc nauczycieli nas nie uczy, tylko kaze czytac material z ksiazki. Przeciez moglabym to przeczytac w domu, nie marnujac czasu na wf, wychowawcza, re-ly-gie i inne pierdoly. W szkole mam straszliwe poczucie, ze moj bezcenny czas jest marnowany, a nauczyciele robia wszystkim laske ze sa nauczycielami.

    OdpowiedzUsuń

  5. Napisane przez Beem>Wydra około 7 rok (lata) temu.
    Kochana, a któż by Cie odpytał po nauce w domu? Pedagog musi być. Szkoła jest, jaka jest, od lat taka sama. Już Gombrowicz cos tam szemrał. I różni przed nim. Tak, za Franza Josefa to byli czasy – panienka musiała umieć się podpisać (chyba), znać francuski, no, może parę wierszy, sentymentalnych oraz patriotycznych.Parę utworów na fortepiano. Wychowanie domowe. Ale taka Skłodowska to nawiała do Francji przed takim systemem. Myślę, że i ty w liceum i Uni będziesz mogła popróbować szkoły zagranicznej. Są przeciez takie możliwości. I oby Ci sie spodobało, bo oni tam właśnie na samodzielności ucznia bazują, żadnej rączki do podania. Trzym się i zdrowia życzę. Nie przejmuj się aż tak, nie warto.

    Napisane przez Wydra około 7 rok (lata) temu.
    A na klasówki grzecznie przychodzę. Ale te wszystkie wosy, godziny wychowawcze i inne pierdoly to strata czasu. I nauczyciele, którzy każą czytać z podręcznika, a jak się nie rozumie, to pytają:
    - Czego nie rozumiesz, choć do tablicy, to ci wytłumaczę.
    Podziwiwam tych, których od czegoś takiego by wkurw nie złapał. Nauczyciel ma zakichany obowiązek wytłumaczyć wszystko klasie, a nie uzupełniać dziennik, podczas gdy my czytamy podręcznk.

    Napisane przez Beem około 7 rok (lata) temu.
    Eeee, no masz wymagania! Za te pieniądze? Każdy Ci tak odpowie. Nie chcę cię deprymować, ale w życiu dorosłym bywa podobnie, a nie zawsze jest się szefem. Odreaguj. Wyluzuj. Albo napisz do ministra oświaty, Na pewno się przejmie.

    Napisane przez Wydra około 7 rok (lata) temu.
    Nauczycielom nikt nie kazał być nauczycielami, skoro nie lubią uczyć to trzeba było wybrać inny zawód.
    Cot narzeka, ze mial mnie tyle czasu na głowe. To ja sobie narzekam na szkołę, to chyba mi jeszce wolno. Albo i nie. Najwyraźniej poniżej 18 roku życia trzeba być ze wszystkiego zachwyconym i absolutnie nie wolno na nic narzekać- nawet na blogu. Nie wolno też komentować blogów doroslych, nawet jeżeli temat dotyczy mnie, a Właścicielka bloga nie ma pretensji, że wyrażam tutaj negatywne opinie o ludziach, ktorzy powinni przerzucać kamienie, a nie być nauczycielami.

    OdpowiedzUsuń

  6. Napisane przez Beem>Wydra około 7 rok (lata) temu.
    Każdy z nauczycieli ci tak odpowie, tak chciałam napisać. Ja też tak nie uważam, żeby musieli nieść ten oświaty kaganiec. No ale niosą. Dlaczego uważasz, że nie wolno narzekać poniżej 18-ki? Wolno. Tak, jak wolno wszystko co ktoś do ciebie pisze komentować bezsensownie w sposób wygodny dla siebie, jeśli chcesz koniecznie udowodnić swoje racje. Od tego są blogi. I użyczające ich właścicielki.

    Napisane przez Wydra około 7 rok (lata) temu.
    Ufff, juz sie balam, ze serio mnie probojesz pouczac jak mam myslec, a to byl tylko obraz swiadomosci przecietnego belfra Co za ulga!

    Napisane przez odwodnik około 7 rok (lata) temu.
    Z racji wielu nauczycielskich tradycji w rodzinie (sama omal nie zaczełam uczyć) dwa razy sie zastanawiam zanim zacznę nauuczycieli krytykować. Ale musze niestety Wydrze przyznac rację. Szkoła to strata czasu. Wiem jak łatwo się zniechęcić jak na 25 osób w klasie 5 (optymistka jestem) chce się uczyć a reszta ma wypisane na twarzy” co mi zrobisz jak mnie złapiesz?”. Wiem tez jak trudno normalnemu dziecku znieść to nauczycielskie zniechęcenie. Chyba nie ma na to dobrego rozwiazania.

    OdpowiedzUsuń