niedziela, 24 marca 2013

Solanka, soljanka, jak zwał tak zwał, mniejsza o nomenklaturę

Solanka, soljanka, jak zwał tak zwał, mniejsza o nomenklaturę

3 lutego 2008

Moja kotka Nikita swego czasu gwizdnęła z kosza na śmieci torebkę po herbacie. Zawlokła ją na moje łóżko, na jasne prześcieradło i warowała przy niej z miną „zawsze chciałam takie coś mieć”.
Ja też zawsze chciałam mieć solankę. Czyli zupę rosyjską, w której spotyka się rosyjski rozmach ze śródziemnomorskim smakiem (to jest moje zdanie i go nie zmienię). Wyczytałam, że ta zupa gotowana była na składkowych wiejskich zabawach – każdy przynosił, co tam miał i to wrzucano do wspólnego kotła. Ja bym to włożyła między bajki, no bo co, jeśli jedna połowa biesiadników przyniosła li tylko kiszone ogórcy, a druga przecier pomidorowy. To skąd wzięli całą resztę?!
Właśnie ta cała reszta stanowiła mi zwykle przeszkodę. Soljanka jest fantastyczną zupą albo kiedy ma się spory fundusz, albo jakieś niedobitki na dnie słoika – a to oliwek czarnych, a to zielonych, już to kaparów. Bardzo możliwe zresztą, że to była tylko wymówka i mi się po prostu gotować nie chciało. PŁACHOMU TANCJORU JAJCA MIESZAJUT – mówi przysłowie jak już przy tym folklorze jesteśmy. Mnie na przykład jaja mieszają (jest to moje zdanie i go nie zmienię).
A Dzie(g)ć złożył zamówienie na naleśniki. Że tak strasznie za nim chodzą. Że mogą być nawet w wersji niesłychanie skromnej, to jest pokrojone w paski i podane w rosole jako makaron ostatnia deska ratunku.
No to ugotowałam rosół i usmażyłam naleśniki. Ale wiedziałam, że o ile soljankę zawsze chciałam mieć, tak rosołu nie chcę. Bo niedawno jadłam. I mi się znudził.
Część rosołu odlałam do mniejszego garnka. Pewną część mięsa (pręga i kurza noga) pokroiłam bardzo drobno i wrzuciłam do gara. Dorzuciłam tam jeszcze: dwie łyżki czarnych oliwek, tyle samo zielonych i tyle samo kaparów. Wszystkie produkty w firmy Ole – bo dobre, tanie i krojone w plasterki. Do tego dodałam kilka cienko pokrojonych grzybków marynowanych. Dwa kiszone ogórki obrałam z łupy i pokroiłam w ćwiartki. Pestki wyrzuciłam precz. Ogórki pokroiłam na cieniutkie plasterki i przesmażyłam na maśle po czym wrzuciłam do gara dolewając także ocalony sok od ogórków. Tak samo postąpiłam z przecierem pomidorowym. Z tym, że z przecieru nie wydłubywałam pestek ani go nie kroiłam. Tylko przesmażyłam. Po dziesięciu minutach miałam zupę.
Ja zjadłam ze śmietaną, Dzie(g)ć czystą. Fenomenalna by była z chlebem, ale dzisiaj jest niedziela, a chleb mamy z piątku, więc poleciało z tymi pokrojonymi naleśnikami.
No i potwierdza się stara prawda, że nagrodą za dobrą pracę jest więcej pracy. Teraz robię drugą soljankę, na tym rosole, co to się został, bo nikt go nie kochał. Niedobrze jest coś robić dobrze (to jest moje zdanie i go nie zmienię).

5 komentarzy:


  1. Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    To prawda. Raz cos zrobisz a stanie się to Twoim obowiązkiem, bo przeciez robisz to fantastycznie.
    Soljanki wieki nie jadłam. Wychodzi na to, ze nie tęsknię. Ale nie wiem czy to prawda

    Napisane przez Cot-->Szeherezada około 5 rok (lata) temu.
    No wlasnie, a wez tylko powiedz „tak ci ugotuje jak ty zmywasz”, to usl;yszysz „Wiec sie mscisz?”.
    Moze soljanki najadlas sie w Rosji na cale zycie, kto wie?
    Ja obejrzalam pierdyliard przepisow i wszedzie wala do niej parowki, ktore to parowki ja uwazam za jedzenie podle. Jem raz na pol roku. Jakos jak pomysle, ze tam i oko razem z rzęsą i w ogole, to chociaz brzydliwa nie jestem – rezygnuje.

    Napisane przez Aika około 5 rok (lata) temu.
    Ja to jadłam ze dwa razy w wykonaniu babci, ale przepisu nie zdążyłam zasięgnąć /..
    Chodzi za mną od jakiegoś czasu (bo z kolei naleśniki mnie się znudziły ^_^), ale przerażają mnie nieco przepisy – jedne są zbyt skomplikowane, wymagające kupienia jakichś strasznych ilości różnych rodzajów mięs, inne – podejrzanie proste, obejmujące parówki na przykład. A mnie się zdaje, że to danie takie „po środku” – nie może być ani za eleganckie ani zbyt ordynarne. Chyba muszę osobiście uprościć sobie jakiś przepis.

    Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Kuchnia niemiecka parówką stoi. Lutują ja do grochówy i innych zup jako polepszacz, zdaje się. Tradycyjna potrawa wigilijna to parówa i kartofelzalat. Na co dzien i od swieta w kazdej knajpie jest kartopfelzalat i parówa. Impreza-przyjęcie w domu – parówa i kartofelzalat. Odpust uliczny – Andrea i parówa.
    Kryyyste. Dla mnie to też najpodlejsze żarcie.

    Napisane przez Cot-->Aika około 5 rok (lata) temu.
    No mnie sie tez ta zupa wyadawala przerazajaca z powodu tych wytwornych dodatkow. Ale mozna to obejsc dtosunkowo tanio. Na przyklad kostka rosolowa plus np. miesem pieczonym, jakimis resztkami pieczeni i czy kury pieczonej. Oliwki, czarne, zielone i kapary to jest razem 8 zl (jesli z firmy Ole). Grzybki mialam darmo Ogorki kiszone taniocha. Przecier mialam domowy.

    Napisane przez Cot-->Szeherezada około 5 rok (lata) temu.
    Niemiecka finazja to jest to. A jest troche dobrego jedzenia na swiecie, wiec parowki zostawiam amatorom. Andree zreszta tez. Pisalam u Ciebie – obejrzalam i ojejusiu, wiecej nie chce.

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    Sheherezada, nie narzekaj
    Jadłaś inne tradycyjne danie wigilijne kuchni niemieckiej? Mówię tu o gotowanym prosie. Szczególnie na pół przypalonym, na pół niedogotowanym. Niestety bez smakowitych dodatków jak w naszej kutii.
    Parówa i Kartoffelsalat są ambrozją przy nim…

    Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Nie jadłam i jeść nie będę. Nawet nie słyszałam o czymś takim, tutaj jest parówa. A może to był jakiś ekstra wymysł gospodarzy, taki, rozumiesz, popis kulinarny? ))
    Za to, dla przyzwoitosci dodam, drugiego dnia jedza pieczona kaczke lub gęś nadziewaną wszelkim dobrem. To da sie zjeść. Znaczy raz probowałam,bo świeta sama robie, tradycyjne polskie.
    A dzisiaj jest bal, ichni ostatni dzien karnawału: andrea, sztymungsmelodi, parówa, kartofelzalat, bratwurst (tez parówa)….
    Parówa bedzie mnie teraz przesladować

    OdpowiedzUsuń

  2. Napisane przez Cot-->girri około 5 rok (lata) temu.
    Wez nie strasz bo wezme bardruła i klupna sie w gowa.

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    Przyznaję, Hirse jako potrawa wigilijna gdzieś z okolic Norymbergi pochodzi – ale na pierwsze i tak była parówa z Kartoffelsalatem + czerwone wino…
    Jedna taka Wigilia i nigdy więcej już nie chcę!

    Napisane przez Cot-->girri około 5 rok (lata) temu.
    Inny krąg kulturowy, no nie?

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    No ba
    Jak sobie pomyślę, jak oni na naszą przepyszną wieczerzę by się lampili… zresztą, wiem że mój osobisty facet też będzie się z deczka lampił, jeśli kiedykolwiek zdarzy mu się Wigilia w domu mojej mamy – Angol

    Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Girri, co prawda nie widzieli w całości, tylko niektóre potrawy, ale wypytali szczegółowo. Po czym, wykrzywili swoje brzydkie twarze, pokazali gest obrzydzenia (wkladaja sobie reke do gardla i imituja womit – bardzo popularny gest)i stweirdzili, ze nie ma to jak TRADYCYJNE danie wigilijne czyli… wiadomo – parówa i kartofelzalat )))
    Na niesmiale zaczepki w rodzaju, ze wczoraj na flomarkcie bylo tradycyjne jedzenie wigilijne nie reaguja wcale badz kwituja, ze to dlatego, bo takie dobre:-)))))))
    Kapuste zasmazana jedza ( w tutejszym landzie to prawie kuchnia narodowa) , ale bigos to womit (bo polski)i tak dalej…

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    Ale ta kapusta zasmażana to jest robiona z jakiejś dziwnie kiszonej, czy przypadkiem nie z dodatkiem wina jeszcze? No i obowiązkowy Kassler do tego… Bosz.
    Womit jest gestem międzynarodowym i rozumianym natychmiast – najwspanialsza jest dla mnie instynktowna reakcja odsuwania się na sugestywne gesty i jeszcze bardziej sugestywne odgłosy przetykania zlewu

    Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Bywa z winem, bywa bez.
    A womit nie jest domena proletariatu ani patologii. Spotkałam sie z tym gestem w tzw. porzadnym domu. Oczy mi wyszły ze zdziwienia . Mnie by Babcia zatłukła:-))))
    Nawet pomysleć o tym sie boje:-)

    Napisane przez Cot około 5 rok (lata) temu.
    To jak to jest. Bo jak się czyta o kuchni niemieckiej, to jest ona jednak ciekawa i dość zróżnicowana. A na podstawie tego, co piszecie, jakoś trudno ten naród polubić za wyczyny kulinarne.

    OdpowiedzUsuń

  3. Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Chyba muszę sobie poczytać o tej kuchni Bo praktyka pokazuje jednak nędzę, brak pomysłu, żenade i kilo mąki.
    Jedyna dobra rzecz, ktora mi sie zasmakowała to szpecle. Cos miedzy kluskami a makaronem jajecznym. Ale wyrob domowy, nie sklepowy. Ja w ogole kluskowo-pierogowo-pyzowa jestem:-)

    Napisane przez Cot-->Szeherezada około 5 rok (lata) temu.
    No ja właśnie czytam. Kto wie, może nawet tu recenzje dam?

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    Oj kuchnia niemiecka jest dobra
    Ale ta teoretyczna, obecna w książkach.
    Na co dzień to już gorzej.
    Jednak dzięki nim wielbię gęś (świąteczną i nader rzadko spotykaną) i spaetzle – z serem najlepiej.
    Pycha

    Napisane przez Cot około 5 rok (lata) temu.
    To ja ide sprawdzic jak sie te szpecle (szpecjały?) robi.

    Napisane przez Cot około 5 rok (lata) temu.
    Juz wiem. Niedawno podali to moi rodzice. Nawet widzialam specjalne cos, jakby sitko to przecierania tych kluskow, ale pozalowalam 5 zlotych i mi sie wydawalo, ze to bedzie lezalo, bo sklep w otovczeniu takim wiecej eleganckim a ja pomyslalam, ze to takie wyposazenie troche dla emeryta, co nie ma nic do roboty, tylko kluski przez dziurki przeciskac. No, zle myslalam. Kazdy sie pomyli i mnie to sie tez zdarza – aczkolwiek bardzo rzadko (jak mi kiedys powiedzial Robert Stiller).

    Napisane przez Beem około 5 rok (lata) temu.
    W soliance jeszcze boczuszek jest dobry. Chudy, w kostkę. Trochę, bez dominacji, najlepiej ten lardon co to pokrojony w kostkę w marketach w pudełkach (francuski chyba) się kupuje. On ładnie pachnie.

    Napisane przez Cot-->Beem około 5 rok (lata) temu.
    Och. Nie drażnij. dzisiaj w domu mam tylko przecier pomidorowy i grzybki marynowane. Nie da się zrobić soljanki. I w ogóle jakiś taki dzień dzisiaj mam, że nic tylko łażę i szczękami ruszam.

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    Spaetzle można przez maszynkę albo można też jak zwykłe kluchy kładzione, na mokrą deseczkę i nożem je, nożem do gara zgarniać

    Napisane przez Szeherezada S. około 5 rok (lata) temu.
    Ja to starsznie ciekawa jestem co tam Cot wyczytał o wykwintności i finezji kuchni niemieckiej. Serio.

    Napisane przez Cot-->Szeherezada około 5 rok (lata) temu.
    To jest książka na trochę inny temat. Marka Konarzewskiego „Na początku był głód” z PIW-owskiej serii +-nieskończoność (w tej chwili nie mogę znależć skrótu klawiaturowego do symbolu). Jestem mniej więcej w połowie. Ale widywałam jakieś programy kulinarne i np. mięsa w nich wyglądały naprawdę ciekawie. W Anglii jak bylam jedynym nadającym się do jedzenia chlebem był sprowadzany z Niemiec. Poza tym nie rozumiem takiego fenomenu: przecież kuchnia CK austracka jest fantastyczna. A to tylko rzut beretką.
    O Konarzewskim napiszę na pewno, ale wolałabym po lekturze całej książki.

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    Cot
    To jakby powiedzieć, że niemiecki niemiecki i austriacki niemiecki to ten sam język.
    POMYŁKA.
    I to samo z kuchnią…

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja ulubiona solanka
    500 g wolowiny z koscia,
    100 g gotowanej, wedzonej szynki,
    100 g pieczonej cieleciny,
    1 nerka cieleca duszona w winie,
    3 srednie cebule,
    2 marchwie,
    2 pietruszki,
    2 galazki selera naciowego,
    1 por,
    250 g pomidorow,
    3 niewielkie ogorki kiszone,
    100 g kaparow,
    80 g wypestkowanych oliwek zielonych,
    80 g wypestkowanych, kiszonych oliwek czarnych,
    1/2 cytryny,
    5-6 ziaren ziela angielskiego,
    4 liscie laurowe,
    sol, pieprz,
    2 lyzki masla,
    100 ml smietany,
    1 lyzka siekanego koperku,
    1 lyzka siekanej zielonej pietruszki.
    1. Marchew, pietruszke, pora i lodygi selera obrac i oplukac w zimnej wodzie. Z
    wymienionych jarzyn i wolowiny z dodatkiem polowy ziela angielskiego i lisci
    laurowych ugotowac mocny bulion.
    2. Gotowy bulion przecedzic, a nastepnie silnie schlodzic i usunac zen nadmiar
    tluszczu. Szynke, pieczen cieleca i duszona nerke pokroic w cienkie, waskie
    paseczki. Pomidory sparzyc wrzatkiem, obrac i wypestkowac, po czym pokroic
    na male kawaleczki. Cebule obrac i drobno poszatkowac, po czym zasmazyc na
    masle na jasnozloty kolor. Dodac pomidory i smazyc dalej, na wolnym ogniu,
    przez 15 min.
    3. Ogorki obrac, wypestkowac, przekroic wzdluz na pol, nastepnie pokroic w niewielkie kawalki.
    4. Bulion ponownie zagotowac. Dodac zasmazona z pomidorami cebule, ogorki, pokrojone miesa, kapary, polowe oliwek, sol, pieprz i reszte ziela angielskiego. Gotowac przez 10 min.
    5. Zupe doprawic smietana, dodac reszte oliwek oraz obrana ze skorki i pokrojona w cienkie plasterki cytryne. Posypac siekanym koperkiem i zielona pietruszka. Podawac bardzo gorace.

    Napisane przez Cot-->girri około 5 rok (lata) temu.
    No racja. Moze Austriacy nie tylko mowia ale i gotuja w platdeutch czy jak to sie tam pisze?

    Napisane przez Cot-->Zofia około 5 rok (lata) temu.
    Biorę w komis – ale bez nerki. To jedna z tych niewielu rzeczy, których nie jadam.
    Ech, gorąca zupa! Właśnie zjadłyśmy z ?eiciem cał?y tort bezowy. Po pół na głowę. I teraz taka gorąca zupa dobrze by mi zrobiła, nie da się ukryć

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    Plattdeutsch jest określeniem na dialekty w Północnych Niemczech – we Wschodniej Fryzji na przykład
    Bo Niemcy mają nie tylko Platt, niestety.
    A austriacki niemiecki to raczej Ostarrich
    Podczas gdy szwajcarski niemiecki to Schwyzer Dütsch… ni cholery nie da rady tego zrozumieć, jak się człowiek tzw. Hochdeutscha uczył. Choć Austriaków można, chyba że zaczynaja dialektem zajeżdżać

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    Cot, a nerkę kiedykolwiek miałaś okazję jeść, czy też tylko tak z zasady mówisz?
    Bo ja tak twierdziłam do października że nigdy w życiu
    I zaprawdę miałam śmierć w oczach kiedy zostałam przez mojego faceta ugoszczona (z dumą!!!) steak and kidney pie…
    Na dodatek pierwszy kawałeczek nabity na widelec okazał się być właśnie kawałkiem nerki!
    Stwierdziłam jednak, że choćbym tam zejść śmiercią gwałtowną i niespodziewaną miała nad tym talerzem, to spróbuję. Z grzeczności.
    No i co? Wyśmienita była troszkę jak wątróbka, acz ciut inny smak. Pyszności…

    Napisane przez Cot-->girri około 5 rok (lata) temu.
    Nie jem: płucek i pęczaku (bo to się dawało moim psom za komuny, jak mięsa nie było – mam uraz). Od nerki zawsze mnie rzucało. Jakiś rok temu moja mama kupiła moim kotom. Dzyzaz jak to śmierdziało! Koty spiedralały od miski, trzeba było gifta zawinąć w gazetę i biegiem wynieśc do śmietnika, a potem wietrzyc mieszkanie.

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    Ej jak wymoczone i wygotowane to naprawdę dobre

    Napisane przez Cot-->girri około 5 rok (lata) temu.
    To ta nerka jak muchomor sromotnikowy w atlasie grzybiarskim wydanym za komuny. Stało napisane „W Związku Radzieckim jadalny po wielokrotnym i długim obgotowaniu”

    OdpowiedzUsuń

  5. Napisane przez zofia! około 5 rok (lata) temu.
    nerke mozna sobie darowac jak ktos nie lubi
    mam przepis rowniez na solanka rybna:
    w garnku na odrobinie oliwy przesmażamy pod przykryciem sporą cebulę posiekaną w piórka – do zeszklenia (niektórzy ją lekko przybrązowiają), dodajemy kilo filetów ryb (różnorodność polepsza smak, jak we francuskiej bouillabaisse): soli i morszczuka, jak ktos lubi małże lub inne owoce morza, lub np. wytrybowanego rekina – ważne, zeby bez ości) pokrajanych na kawałki wielkości 2 x 2 cm. Mieszamy, gdy ryba zmięknie, dodajemy spory słoiczek przecieru pomidorowego, przesmażamy kolejne 5 minut, zalewamy wrzącą wodą, dodajemy pokrojone w półplasterki ze 30 dkg kiszonych ogórków (moze byc że ze skórką i nasionami), 2-3 łyżki posiekanych kaparów (i trochę płynu ze słoika), kostkę bulionu rybnego (ten bulion rybny można też ugotować na resztkach ryb), przyprawy (wedlug gustu: rozmaryn, papryke, bazylię lub tymianek, pieprz, liść laurowy; sól była w tej kostce bulionowej). Gotujemy 10-15 minut.
    Na każdy talerz wkładamy kilka oliwek (raczej zielonych, oczywiście bez pestek), zieloną pietruszkę, plasterek cytryny (ze skórką, ale sparzoną). Nalewamy zupy (można podać na stół w kociołku do węgierskiej zupy gulaszowej lub naczyniu do fondue, z podgrzewaczem pod spodem) i z góry wlewamy spory kleks śmietany.

    Napisane przez Cot-->Zofia około 5 rok (lata) temu.
    No jakby mi kto takiej zupy podsunął pod nos, to bym jadła, że hej. To jest jednak jakaś pomyłka natury, że ja nienawidze gotowac.

    Napisane przez zofia! około 5 rok (lata) temu.
    a ja uwielbiam gotowac ))

    Napisane przez Cot-->zofia około 5 rok (lata) temu.
    Ja nie. Nie lubie tez karmic innych. Z jednym wyjatkiem – lubie patrzyc jak jedza zwierzeta.

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    Może pomogłoby spojrzeć na ludzi jak na zwierzęta? Trochę bardziej rasowe i stąd zdegenerowane niemożebnie…

    Napisane przez Cot-->girri około 5 rok (lata) temu.
    Próboweałam, ale to nie dziala
    Czasem mi sie wydaje, ze dla wielu ludzi karmienie innych jest jedynym dostepnym sposobem wyrazania uczuc i kontaktow miedzyludzkich. Nie rozmowa, nie proba zrozumienia i takie tam inne, tylko obdarowywanie jedzeniem.

    Napisane przez girri około 5 rok (lata) temu.
    Wiesz, faktem jest że wiele osób wyraża miłość (czy też inne uczucia) tylko i wyłącznie w ten sposób.
    Ale negować go całkowicie?
    Przegięcie w drugą stronę hmm….
    Tak mi się skojarzyło.
    Moja mama potrafi tylko karmić, inaczej miłości nei wyraża – ale gotować nienawidzi szczerze.
    I takie też jest jej karmienie… stale coś tam spod spodu przebija i się potem odbija odbiorcy.
    To tylko taka dygresja rodzinna bez odnośników do rzeczywistości innych osób, żebym tu nei została zrozumiana opacznie w moim komencie!

    Napisane przez zofia! około 5 rok (lata) temu.
    dla mnie gotowanie to swego rodzaju „sztuka”, ze sie tak wyraze „spelniam sie artystycznie” w kuchni skoro bozia innych telentow poskapila )))
    droga autorko, tak mnie z ta zupa natchnelas, ze wczoraj na obiad oczywiscie solianka

    Napisane przez Cot-->zofia! około 5 rok (lata) temu.
    U nas soljanka jutro.Uwielbiam zupy, więc ten smak mi zrekompensuje stanie przy garach
    Na ogół uważam, że gotowanie nie jest sztuką aź do czasu, kiedy muszę zjeść coś, co zostało przez kucharza koncertowo spieprzone.

    Napisane przez Cot-->girii około 5 rok (lata) temu.
    Pewnie to jest jakaś moja aberracja. Z pewnością boję się, że mogłabym być postrzegana jako punkt usługowy. Natomiast obca jest mi postawa „dla siebie samej nie opłaca i się gotować”. Bo dla siebie zawsze mi się opłaca, i to jest dopiero numer.

    OdpowiedzUsuń