niedziela, 24 marca 2013

Śniadanie na kolację

Śniadanie na kolację


19 lutego 2007

Napiszę tu coś niezwykle osobistego. No, zwierzę się po prostu. Chociaż – przyznaję – nie liczę na zrozumienie. Otóż: nie lubię ciepłych kolacji. Powody takiego stanu rzeczy są liczne.
Po pierwsze, ciepłą kolację najpierw trzeba zrobić.
Po drugie. Ciepłą kolację na ogół przyrządza się w jakimś garze, patelni albo naczyniu do zapiekania. To oznacza dodatkowe naczynie do zmywania. Oprócz tego do zmywania są jakieś noże, łyżki, sprężyny do piany, widelce a nawet deski. I oblepiony talerz. A po kanapkach – tylko talerz i nóż. Deska niekoniecznie, bo można oszczędnościowo pokroić sobie produkta na talerzu, albo i nad kromką chleba.
Po trzecie – to poza tym tak mi się wdrukowało. Kolacja, to kanapki, a nie jakieś fiu, bździu, pracochłonne pierdolety. Kolację w moim domu wyjścia przygotowywał ojciec i to były kanapki właśnie.
Niedawno się złamałam i zrobiłam ciepłą kolację. Zjawisko takie prędko się nie powtórzy, chociaż danie jest niczego sobie. I w dodatku dla mnie jest to typowe danie śniadaniowe.
Oczywiście o ciepłych śniadaniach nie ma mowy tym bardziej, bo ja wstaję do pracy na ósmą piętnaście nad ranem i moim największym osiągnięciem jest to, że w ogóle udało mi się podnieść zewłok i odwłok.
A teraz przechodzimy do ad remu.
Dołki w blasze na muffiny wykłada się szynką. Jeden dołek – jeden plaster. Do plastra wlewa się jajko. Na jajko wylewa się śmietanę. Od jednego do dwóch chlapów. Wstawia się do piekarnika nagrzanego na 190 stopni i czeka się, aż jajca się zetną.
Sądzę, że takie jajko byłoby rewelacyjne do zupy szczawiowej. Albo do kartofelków i szpinaku. Albo do żurku.
Żeby nie rozpowszechniać jakichś kłamliwych plotek trzeba stwierdzić, że blacha od muffinów nie jest w myciu szczególnie upierdliwa. Niemniej – w ogóle jest. I w dodatku potem ją trzeba schować do piekarnika. I to w dodatku z tymi wszystkimi blachami, które trzeba było wcześniej wyjąc, żeby takie jajka w ogóle uopiec.
Straszne, prawda?





2 komentarze:


  1. Napisane przez Szeherezada S około 6 rok (lata) temu.
    straszne.A ile jeszcze sie trzeba naschylac.Bogom dzieki mam zmywarke,do ktorej pakuje WSZYSTKO.
    U nas w domu zawsze byla „kolacja z obiadem za jednym zasiadem”,wiec ja jak najbardziej na cieplo.Zwlaszcza,ze dzien mam poprzestawiany i u mnie sniadanie wypada kolo godziny 13 albo i pozniej.
    Ale tak kanapeczke wieczorem pod książke,to…mmmm:-)

    Napisane przez Szeherezada S około 6 rok (lata) temu.
    Ze swiezym polskim chlebem…

    Napisane przez Cot-->Szeherezada około 6 rok (lata) temu.
    Gdybym jadla sniadanie kolo 13 – co, nie ukrywam, bardzomi odpowiada – to caly ten moj rytm bylby inny. Ale wez imaginuj sobie szeherezado najdrozsza, ze ja wstaje przed siodma w nocy. Nad ranem. Zawsze mowilam, ze pporanne wstawanie wypacza osobowosc.

    Napisane przez Szeherezada S około 6 rok (lata) temu.
    Przed siódmą w nocy bywalo jadlam kolacje;-)

    Napisane przez Cot około 6 rok (lata) temu.
    Ja tez, kiedy bylam wolnym czlowiekiem, pracujacym w wolnym zawodzie, oraz niezaleznie na studiach tyz. Zjawisko takie moze nastapicv, jak mniemam, dopiero na emeryturze.

    Napisane przez Johny około 6 rok (lata) temu.
    az sprawdzilem co to muffiny / i juz wiem – takie bulki. Bulki to ja kupuje u turka, takiego z Turcji. Podaje je turczynka, taka w chuscie na glowie. Te bulki to po turecku Somun. Kupuje tez Simit – taki slodkawy rogalik, chociaz w wykonaniu tureckim to jest wianek z sezamem. Ten simit to nagroda dla Sary ktora nichetnie zapuszcza sie w tamte strony i potem czeka przywiazana do skrzynki na listy. Chociaz ja mysle ze najbardziej nie podoba jej sie to ze ci Turczyncy obchodza ja tak z daleka jakby byla zadzumiona albo co…no i nie da sie ich powachac. Ja tam ich nie wacham…ale pieczywo jest najlepsze w miescie.
    acha…do zupy szczawiowej podawalo sie 1/2 jajka gotowanego. Pamietam to z czasow kiedy na sniadanie byl szczaw, na obiad szczaw a na kolacje kurcze (zoladka).

    Napisane przez Cot--?Johmy około 6 rok (lata) temu.
    O. To jak sie wreszcie sprężę i zrobie te muffiny, to je podam w chuście na głowie. mam nawet jakąś arafeatkę – służyła mi jakiś czas jako obrus.
    A tyen Twój szczaw to chyba jak kalarepa dla mojej matki. Bo moi rodzice kupili kiedyś ogródek działkowy tak zwany, na Wełnowcu zresztą w Katowicach, cały porośnięty kalarepą. I moja matka do dzisiaj nie może patrzec na kalarepę.

    OdpowiedzUsuń

  2. Napisane przez Sz.Stiepanowna około 6 rok (lata) temu.
    Turczyncy:-) Szeherezadowy by sie nie powstydzil:-)))
    Bez urazy Johny, to z sympatią.
    U mnie szczawiem i kalarepą jest kiełbasa polska,surowa wedzona.W nieslusznych czasach matka miala gdzies do niej dojscie i byla w domu na okraglo.Do dzis nie jem;-)

    Napisane przez Cot-->Szeherezada S. około 6 rok (lata) temu.
    Ojejusiu. Taka ze sporymi kawałakmi mięsa/ Taka, co nosi nazwę „polska”? Moje ulubiona kiełbacha…

    Napisane przez Zuzanka około 6 rok (lata) temu.
    Do blachy na muffiny można wkładać te takie foremeczki do babeczek. Wtedy nic się nie przylepia i specjalnie myć nie trzeba.
    http://www.allegro.pl/search.php?string=muffin*+papilot*&description=1

    OdpowiedzUsuń