niedziela, 24 marca 2013

Sto metrów z widokiem na kibel

Sto metrów z widokiem na kibel


5 maja 2007

(zaczątek tej notki ukazał się niegdyś na „Towarach”. Ze względu na tematykę oraz nowe fakty i przemyślenia, wieszam ją tutaj)


Przyznaję bez bicia: lubię amerykańskie filmy adresowane do analfabetów. Dowiedzieć się sie można z nich rzeczy dziwnych i ciekawych.
Czy zwróciła pani uwagę, Madame, ze Amerykanie na tych filmach, kiedy wchodzą do domu, wchodzą przez kuchnię? W butach, w płaszczu, ociekający od deszczu, lądują w kuchni. Dopiero potem, przez nią, udają sie na pokoje. A kiedy maja problem – to już tak nawiasem – to w tych butach, w których przybieżeli, walą się na łóżko, w pościel. Słyszałam też, że mają fioła na punkcie higieny, ale na podstawie filmów wnioskuję, że to tylko taka propaganda.
Z sypialni wracamy jednakowoż do kuchni. Nieważne, czy akcja filmu toczy się na Środkowym Zachodzie, w Bostonie czy na Manhattanie, zawsze wchodzi się przez kuchnię.
W Polsce tez widziałam mieszkania, w których architekt podobnie myślał o przestrzeni. Obydwa powstały na przełomie Tego W Okularach i Tego Na Jeża. Do pierwszego M wchodziło sie wprawdzie do przedpokoju, potem do pokoju, a z pokoju do kuchni, ale coś za coś. Mieszkanie to miało tylko jedną ścianę, która nie była szczytowa. Zważywszy, ze na piętrze usytuowano sześć takich mieszkań, było to mistrzostwo świata. Ciekawe, ile trzeba wypić, żeby coś takiego wymyślić?
W każdym razie osoba tam mieszkająca ustawiła tapczan, oczywizda zwodzony, na tej to właśnie nieszczytowej ścianie. Zaraz po obudzeniu przed jej oczami roztaczała sie wspaniała panorama drzwi wejściowych i przedpokoju. Gdyby nie to, ze mam sypialnię, w której można zamknąć drzwi, chyba by mnie sczyściło z zazdrości.
Drugie M natomiast wyglądało tak: wchodzimy do kuchni. Z kuchni do przedpokoju czy czegoś w rodzaju śluzy, a z tej śluzy mamy drzwi do trzech pokojów.
Amerykański sposób organizacji przestrzeni zaczyna i u nas zdobywać coraz więcej zwolenników. Są to hektary powierzchni, otwartej przestrzeni, gdzie w jednej izbie mamy kuchnię, salon, sypialnię, pokój do pracy i jako kto chce. Na środku dumny właściciel odwala ladę kuchenna, przy której prezentuje swoje umiejętności kulinarne. Na ogol są one rzeczywiście niezwykłe: zalicza się do nich nastawienie mleka na zsiadłe, nalewanie piwa i wykładanie na talerze zamówionej przez telefon pizzy.
We wnętrzu tym, powodującym nerwicujace poczucie, ze oto nie ma sie gdzie tutaj schować, człowiek zawsze albo siedzi pod kiblem, albo patrzy na drzwi od kibla.
I nie dziwne. Kiedy nawet właściciel wchodzi, jak służba, wejściem kuchennym, zasługuje na takie widoki. A gość w końcu wróci do siebie i będzie sobie kontemplował drzwi od własnego kibelka.
Nieco inaczej sprawa wygląda, gdy spojrzeć na to okiem antropologa. Wtedy otwarcie kuchni na pokoje jest czymś więcej niż tylko ziszczonym snem nawalonego architekta. Kuchnia, w której są drzwi, to kuchnia staroświecka, do której byle kto nie ma wstępu. Pracownia alchemika, miejsce magiczne i tajemnicze. Lada czy wyspa i otwarcie na resztę mieszkania sugerują, że oto wszyscy wspólnie możemy się w takim samym stopniu bawić przy robieniu posiłku. Ta ostatnia koncepcja zupełnie mi nie odpowiada. Kuchnia to dla mnie prawie jak sypialnia – teren mój, mój własny. Żadna zabawa nie jest mi w stanie zrekompensować faktu, że oto oddałam we władanie komuś obcemu swoje terytorium. Oczywiście, w takiej przestrzeni teoretycznie można gotować i przy tym nie tracić kontaktu z gośćmi. Pytanie tylko, czy ludzie rzeczywiście mogą sobie pozwolić na taki tryb życia. W jakim stopniu wykorzystują te możliwości, które im oferuje tak zorganizowana przestrzeń?
Proszę bardzo: swego czasu umówiłam się z pewną znajomą u siebie w domu. Chodziło o dłuższą rozmowę – ja miałam opowiadać, ona notować, bo zbierała materiał do reportażu. Pora była popołudniowa, czyli obie byłyśmy po obiedzie. Z jakichś, zupełnie dla mnie niezrozumiałych, przyczyn, znajoma uparła się siedzieć w kuchni. Proponowałam salon ze trzy razy – ale nie chciała. Nie byłam w stanie prowadzić poważnej rozmowy i równocześnie mieszać w garach. Tym sposobem znajoma dostała dwie albo trzy herbaty, i na tym koniec. Kawy nie, bo pijała rozpuszczalną, a takiej w domu nie miewam.
Albo taka sprawa. Z moją przyjaciółką M. widujemy się ostatnio raz na parę miesięcy. No bo tak. Ja chodzę do pracy na ósmą nad ranem i kończę ją o 16.00. Ona – idzie do roboty kole południa, za to wychodzi z niej koło 20.00. W tej sytuacji należałoby się spotkać o 21.00, a półtorej godziny później zakończyć spotkanie, gdyż – jak wspomniałam – na ósmą do roboty wstać muszę. Oczami wyobraźni już widzę, jak to wspólnie gotujemy.
I czegóż tu wam życzyć, ludzie, u progu tego pogodnego lata? Zamkniętej czy otwartej przestrzeni? No cóż, to zależy od człowieka – jak odpowiadali respondenci na każde bez wyjątku pytanie ankietowani podczas badan terenowych.
***


Natomiast racuchy Cota można zrobić w dowolnej przestrzeni – byleby nie kosmicznej.
W tym celu się miesza półlirowy kubek jogurtu wiśniowego z żółtkiem (albo dwoma) i dodaje do niego tyle mąki, żeby powstało dość gęste ciasto. Dodaje się szczyptę soli, a kto nie ma zaufania do rzeczywistości, może dodać łyżeczkę sody. Następnie ubija się białko (albo dwa), które zostało od żółtka (albo od dwóch) i łączy się je z ciastem. Do ciasta się dodaje: cienko poszatkowane jabłka, plasterki bananów i – w sezonie – połówki wypestkowanych śliwek. Smaży się na oleju, jak wszystkie inne racuchy.

5 komentarzy:


  1. Napisane przez aselniczka około 6 rok (lata) temu.
    O jeny. A musi być wiśniowy? Chyba sobie zrobię niedługo
    W kuchniach coś jednak jest. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego najlepsze imprezy odbywają się w kuchni. Choćby była nie wiadomo jak mała, zawsze tam idzie najwięcej osób. I ktoś podsunął mi rozwiązanie tak proste, że musi być prawdziwe: w kuchni jest lodówka z piwem )

    Napisane przez Cot-->aselniczka około 6 rok (lata) temu.
    Poza tym w kuchni jest poczucieobcowania ze sacrum (kuchennym) i z ogniem. Chyba jeszcze toludzi ciągnie do kuchni.
    Nie musi byc wsniow. My po prostu tak lubimy – żeby miał duże kawałki owoców. Ale może być także kefir albo maślanka.

    Napisane przez Johny około 6 rok (lata) temu.
    przestrzen oczywiscie otwarta! taka mam tutaj i na taka przerabiam dom w Polsce. Wiele sie zmienia w domowej przestrzeni. Kilka przykladow: TV (plaski) na scianie jak obraz, zreszta z taka tez funkcja ze jak sie nie oglada programu to wyswietla np.fotografie rodzinne, wielkie na cala sciane okna w pokoju dziennym – daja swiatlo i przestrzen (teraz mozna bo sa dobrze izolujace), garderoba zamiast szaf – mamy coraz wiecej odziezy! No i kuchnia polaczona z salonem bo tak po prostu wygodnie i domowo a mebelki i sprzety sa teraz takie ze nie trzeba ich wstydliwie chowac. A domy w USA? podobaja mi sie nawet bardzo, a najbardziej ze sa zbudowane cale z drewna…zero cegly i cementu tylko kantowka, sklejka i welna mineralna. kilka lazienek (przewaznie 5) ale tylko jedna (rodzicow) jest w kafelkach i jest lepiej wyposazona z reguly z wielka garderoba, sprzet kuchenny kosmiczny ktory i tak nie jest uzywany bo je sie przewaznie poza domem i garaz na co najmniej 2 duze samochody plus kosiarka.

    Napisane przez Cot-->Johny około 6 rok (lata) temu.
    Ja preferuje przestrzen, w ktorej mozna sie odizolowac, zamykajac drzwi. Kuchnia polaczona z salonem nie jest dla mnie bardziej domowa – kojarzy mi sie ze skansenem w Biskpinie lub inna jaskinia czlowieka pierwotnego, gdzie wszyscy na kupie mieli jak splunac do ogniska, a i krowe wydoic mogli bez wychodzenia na zewnatrz.
    Wiktorianskie domy mialy kuchnie oddzielona od czesci mieszkalnej i nie sadze, zeby z tego akurat powodu byly mniej domami od innych.
    Co do plazm natomiast na scianie, z przyczyn finansowych sa to dla mnie bajki o zelaznym wilku.

    Napisane przez Johny około 6 rok (lata) temu.
    hehe..dobre! kocham te komentarze! Na ogol dom, czy mieszkanie jest takim schronieniem. No ale moze potrzeba jeszcze dodatkowego azylu…zalezy jak sie na to patrzy. Ale chyba wazne zeby nie izolowala od reszty…ale nie musze miec racji

    Napisane przez lamerka około 6 rok (lata) temu.
    Mając wąską rurę w charakterze kuchni plus pokoik obok 2×3 metry wybrałam swego czasu opcje OTWARTA DUŻA KUCHNIOJADALNIONIEWIEMCO.
    Duża, to oczywiście pojęcie względne, ale w połączeniu z przedpokojem dawała w bloku pewne wrażenie przestrzeni.
    Jak się to sprawdza po latach?
    Fakt, każdy wchodzący widzi, co będzie na obiad – ale w końcu moje umiejętności kulinarne sprowadzają się do opisanych przez Ciebie )) więc i bałaganu za dużo się nie narobi.
    Brak miejsca do schowania się, ale to wynika z metrażu, a nie z otwartej kuchni.
    Za to, gdy siedzę przy kompie, mam pod ręką czajnik

    OdpowiedzUsuń

  2. Napisane przez Cot-->lamerka około 6 rok (lata) temu.
    A, bo to są sposoby, w jakich radzili sobie (i dalej musza radzić) ludzie upchnieci do pokojow wielkosci szuflady. Na przyklad Za Zelazna Brama czy gdzies. Jakies takie koszmary gomulkowsko corbusierowskie. Ale wyobraz sobie 150 metrow otwartej przestrzeni. Wsdzystko w jednej izbie: salon, kuchnia, sypialnia.

    Napisane przez Lakoma około 6 rok (lata) temu.
    Dostaje wysypki, jak przegladam oferty mieszkan i widze open-plan kitchen. Kuchnia musi byc dla mnie osobnym pomieszczeniem i jak kupowalismy mieszkanie w Warszawie, to sie zaparlam, ze zadnego studio-wszystko-w-jednym nie chce. Nie moglam zrozumiec czemu sasiadka z dolu dobrowolnie sobie mieszkanie przebudowala na takiez studio. Zenua.
    W Anglii oczywiscie domki sa z dwoma wejsciami: glownym i kuchennym. Glowne wychodzi na glowna ulice i ogrodek od frontu, w ktorym stoja smietniki, bo smieciara podjezdza od frontu, a nie od tylu. W zwiazku z czym od frontu ogrodki maja postac wybetonowanego skrawka tudziez wysypanego zwirkiem etc. Back garden jak sama nazwa wskazuje to jest to cos z tylu, czyli od kuchni. Nie dziw wiec, ze sie wchodzi do domu od tylu, zamiast od tych smietnikow My mamy mieszkanko ze slepa kuchnia (zawsze mi sie wydaje, ze jest brudna) oraz kiszkowata lazienka, w ktorej nie sposob sie obrocic bez nabicia kilku siniakow. Gigantyczna sypialnie, ktora bym chetnie zmniejszyla celem powiekszenia salonu. W koncu w sypialni wystarczy, ze sie lozko zmiesci. Nie wiem, kto wymyslil te proporcje.

    Napisane przez Cot-->Łakoma około 6 rok (lata) temu.
    Rzeczywiście, z tymi śmietnikami tak w Anglii jest, ale w Polszcze śmieciary też podjeżdzają od frontu i śmietniki od frontu stoją. Niemniej to jakoś jestem w stanie pojąc, bo jako etnograf tez sie napatrzylam wiejskich chalup, ktore wejscie od ulicy maja zamkniete na cztery spusty, a wchodzi sie od podworka. Na wsi to pewnie bezpieczniej dla gospodarzy – pies zdazy jakby co ukąsić obcego.
    Ale nie jestem w stanie pojac takiego rozkladu mieszkania w amerykańskim filmie, gdzie to mieszkanie usytuowane jest w bloku. Najpierw sralono-kuchnia, potem cala reszta.
    Ślepej kuchni współczuwam. Moja wprawdzie byla spora i bardzo ustawna, ale i tak ślepa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisane przez Beem około 6 rok (lata) temu.
    Rzeczywiście, w amerykańskich filmach wchodzą do kuchni trzaskając osiatkowanymi drzwiami (muchy! komary! osy!nie wiadomo co!), ale potem rzucają się na lodówkę, z której zawsze wyjmują picie w puszce (niesprecyzowane), zupełnie jakby przebyli pustynię, a może jest to kryptoreklama, że należy wypić te 5 litrów wody dziennie. Niekiedy gospodyni wyrywa im puszkę z rąk i przeciera górę szmatką, dla higieny. Na to zwróciłam uwagę, bo sama zawsze przecieram,wiedząc, co z puszkami się dzieje, zanim sprzedadzą.A do kuchni i łazienki zawsze wszyscy ciągną. Łazienki specjalnie dobre dla rozmów intymnych i ploteczek.

    Napisane przez Cot-->Beem około 6 rok (lata) temu.
    A na trillerach to mają takich drzwiczkiesów ze szkła, co to wystarczy raz dać z kopa i gotowe. Swoja droga na to przecieranie puszek nie zwrovilam uwagi, to sie teraz bardziej na to przxyczaje. Za to zwrocilam uwage, ze jak wchodza do tego swojego domu, to wszedzie sie pala lampy, lampki i lampiszcza.

    Napisane przez gwiazdaszeryfa około 6 rok (lata) temu.
    Jako czlowiek uporzadkowany, wymienie w punktach:
    1. w kuchni lata taki lepki kurz. Nie ma rady. I osiada. Jak mam otwarte kuchnio-cokolwiek, to na cokolwiek tez mi osiada, w szczegolnosci na ksiazkach. Fe.
    2. w srodku uroczystego obiadu w kuchni mamy juz sterte brudnych naczyn po zakasce i zupie. Ja tak mysle, ze jak jem danie glowne, to wole na te naczynia nie patrzec.
    3. nie ma jak napluc do zupy, bo wszystko widac.

    Napisane przez Cot-->gwiazdaszeryfa około 6 rok (lata) temu.
    Tak na wszystko, za wyjatkiem plucia do zupy. Zawsze można sie z talerzem zakręcic

    OdpowiedzUsuń
  4. Napisane przez Johny około 6 rok (lata) temu.
    wiec wyszlo ze jak…ze zamykac? To co ja mam teraz ta przerobke wstrzymac? eeeetam…do zupy nie pluje…kupie wieksza zmywarke. Na kurz nie mam pomyslu…moze sciera i odkurzacz…?

    Napisane przez Cot-->Johny około 6 rok (lata) temu.
    Ten kurz jest lepki, więc odkurzaczem za duzo nie osiagniesz.

    Napisane przez lamerka około 6 rok (lata) temu.
    Kurz LEPKI pewnie występuje… jak się gotuje albo co.
    A uroczyste obiady… ha ha ha.

    Napisane przez Cot-->Lamerka około 6 rok (lata) temu.
    Otóz to właśnie.

    Napisane przez sferos około 6 rok (lata) temu.
    Cocie,mieszkam w takim gomółkowskim pokurczu,który to architekt chyba w pijanym widzie projektował(trzeba było przebudowywać)i tak:mikroskopijny przedpokój taki 1m na 90 cm,wejście do pokoju,z pokoju wejście do kuchni i łazienki i te wszystkie trzy sztuki drzwi w na jednej ścianie,a na ścianie na przeciwko wielkie okno z drzwiami ballkonowymi,pokój o wymiarach 16 m2 i gdy w jedynym ustawnym miejscu postawiło się kanapę lub stół to widziało się kibelek,kuchnia (przed skuciem połowy cegieł sćiana miała grubość prawie metr)2.5 m/4m a łazienka 1,5 m na 2m.ehhh.No ale teść mieszka w wytworku tego z jeżem,i stwierdzam że już wolę gomułę(przynajmniej mamy wszystko solidne a u teśćia przy rurze można włożyć palec do mieszkania sąsiada nie mówiąc o tym,że blok jest niski chyba 4 piętrowy i jak sąsiad na dole się kąpie to na górze nie ma wody.
    Co do kuchni to jestem zwolennikiem zamkniętej i już może sobie być wspólna salonojadalniobiblioteka ale kuchnia, łazienka i sypialnia muszą być zamknięte i basta.Co do filmów/seriali to namiętnie kiedyś analizowałam seriale brazylijskie i porównywałam z naszymi(np;takie śniadanie w klanie to zawsze,nawet jak bohaterom się źle powodzi i jest zima,podają na talerzykach z sałatą,pomidorem i innymi pizdrykami a potem jak już skonsumują to sru z tymi pizdrykami do zlewu, w brazylijskich to ciągle jedzą za to takie smażone jajka jakby omlet i chleją soki koloru pomarańczowego),no i łażą w butach po domu,ja nie wiem czy im jest w tych butach tak wygodnie?a i zawsze ale to zawsze mnie zastanawia jak to w takim serialu brazylijskim czy tam innym kobita kładzie sie spać w makijażu i ufryzowana i wstaje w makijażu i ufryzowana i nawet jej włosek nie drgnie,lub w filmach wielka katastrofa a główna bohaterka czyściutka jak z pod prysznica z makijażem i fryzurą.dobra a;e się wywnętrzyłam,chyba na następne pół roku;)

    OdpowiedzUsuń

  5. Napisane przez Cot-->sferos około 6 rok (lata) temu.
    napisalam dluugi komentarz, i miu go polknelo. Ech, wroce do tego za jakies czas,m bo teraz musze popracowac.

    Napisane przez Cot-->sferos około 6 rok (lata) temu.
    No wiec te pizdrykito rzeczywiscie i mnie fasybuja nieodmiennie. Zima, mroz trzaskajacy, a oni w tym serialu jak gdyby nigdy nic rąbią te pomidorki i rzodkiewki – drogie jak cholera i bez smaku.
    Fascynuje mnie tez w tych serialach, ze herbate parza zawsze w dzbanku zasranku i do tego maja komplet filizanek, a nie kubkow – kazdy z innej wsi.
    I ze pani sedzia, co ma na utrzymaniiu meza bazrobotnego i dziecko, kupuje nowe mieszkanie.
    I hektary tych nieszkan maja, i porzadek, i nic na stole nie lezy. Listy im sie otwieraja w miejscu slejenia, a telefon zawsze dzwoni w odpowiednim momencie.
    Ja mieszkam w domu zbudowanym za Bieruta i to jest bardzo dobre budownictwo.
    I nie odmawiaj sobie ulzenia sobie – zawsze zapraszam do siebie

    Napisane przez lamerka około 6 rok (lata) temu.
    Jak to??? To WY nie parzycie herbaty w dzbanku??? I nie pijecie jej z filiżanek???
    Myślałam, żem tylko ja taka prostacka. Na całym świecie.

    Napisane przez Cot-->lamerka około 6 rok (lata) temu.
    U mnie kultura upadła wraz z komunizmem. Kapitalizm jaskiniowy sie zaczął, nie ma czasu na pierdoły. Herbata z torebki i cześć pracy najemnej.

    OdpowiedzUsuń