17 października 2008
Dostałam kiedyś od mojej mamy wycinki z „Kobiety i Życia”. Taką książkę kucharską w odcinkach. Nazywa się „W naszej kuchni”. Wiek oceniam na późne lata pięćdziesiąte.
Dostałam kiedyś od mojej mamy wycinki z „Kobiety i Życia”. Taką książkę kucharską w odcinkach. Nazywa się „W naszej kuchni”. Wiek oceniam na późne lata pięćdziesiąte.
Przeglądam sobie czasem te wycinki. Patrzę na nie okiem antropologa. Bo takie zboczenie nieszkodliwe mam. I wiecie co. Te porady z „KiŻ” wcale nie różnią się jakoś nadzwyczajnie od tych współczesnych. Czasem bywają śmieszne, to oczywiste, w pewien sposób wzruszające i w sumie – bardzo praktyczne. Co do przepisów kucharskich natomiast – w odróżnieniu od współczesnych – już na pierwszy rzut oka widać, że zrobiona według nich potrawa będzie jadalna, bo nie przeszły przez ręce działu „food”, tłumaczy i redaktorek, które przypalaja wode na herbatę.
Robiłam według tek ksiązki kilka rzeczy, więc wiem, co mówię. Nasze ulubione „potpourri” pochodzi stamtąd. Nazywa się tam wprawdzie „kapusta włoska z kiełbasą” – ale co z tego?
Najpierw próbka porad:
Podręczna spiżarnia
Niedługo wrócą dzieci z kolonii, będziemy miały mnóstwo pracy z przygotowaniem ich do szkoły. A ciągu ostatnich wolniejszych nieco dni zajrzyjmy jeszcze do naszej podręcznej spiżarni: pudełka z resztkami makaronów, mnóstwo torebek i w każdej po trosze przeróżnych kasz, maki itp. , napoczęte słoiki i puszki z konserwami9 – jednym słowem bałagan resztek. Co gorsze do mąki i kasz zakradł się wołek zbożowy. Trzeba natychmiast zrobić z tym porządek,.
Wyjmujemy więc wszystko z szafki, zanieczyszczona mąkę i kasze usuwamy, czyste gatunki zsypujemy każdy do innej przynajmniej 2 kilogramowej plastikowej torebki, uzupełniając potem do pełna dokupioną kaszą czy mąką. Plastikowe woreczki są w spiżarni niezmiernie wygodne – unikamy potem zbędnego szukania i zaglądania do każdej po kolei torebki.
Słoiki, jeśli SA nam potrzebne, myjemy i przechowujemy na jednej z półek lub w piwnicy, jeśli ich nie potrzebujemy – sprzedajemy w punkcie skupu.
Przystępujemy do uprzątnięcia szafki. Ściany starannie omiatamy z pajęczyn, półki zas szorujemy ciepłą wodą z proszkiem zmiękczającym i mydłem (jeśli w szafce był wołek dobrze jest dodać do wody azotom w płynie – łyżka na litr wody), następnie bardzo dokładnie suszymy i wietrzymy. Szafka wygląda uroczo, jeśli każdą z półek obijemy innym kolorem gładkiej dermy; poza tym łatwiej w niej wówczas utrzymać porządek, co jakiś czas przecierając półki wilgotną gąbką.
W czystej szafce ustawiamy produkty tak, by jak najwygodniej było nam po nie sięgać.
Skrzętna gospodyni ma zawsze w podręcznej spiżarni przynajmniej miesięczny zapas mąki, cukru, cukru pudru, mąki ziemniaczanej, manny, płatków, kaszy jęczmiennej i ryżu, suchego makaronu. Jeśli nie mamy lodówki na jednej z półek trzymać będziemy również jajka w niewielkim koszyczku, tłuszcze – najlepiej w plastykowych pudełkach, śmietanę w słoju i biały ser przykryty czysta szmatką zwilżoną w słonej wodzie. Jeśli mamy możność zdobycia lodu, dobrze jest przy tych artykułach postawić rynienkę z lodem posypanym czarna solą.
Jeśli w szafce tej trzymamy również niektóre naczynia kuchenne i przybory, pamiętajmy, ze chować je trzeba zawsze czyste i dokładnie wysuszone.
Z książki tej robiłam m. in. boczek pieczony. Cytuję in extenso:
Boczek pieczony
1 kg świeżego, chudego boczku 1,2 dkg saletry, 2 łyżki soli, pół łyżeczki tłuczonego pieprzu i angielskiego ziela, 2 listki bobkowe, łyżeczka utartego na proszek majeranku
Niepłukany boczek natrzeć dokładnie sola mieszaną z saletrą i przyprawami, ułożyć na misce i pozostawić na 5-6 dni w chłodnym miejscu, codziennie go odwracając. Następnie wypłukać, naciąć skórę w kratkę, posypać z wierzchu majerankiem i upiec w gorącym piekarniku na złoty kolor. Tak przyrządzony boczek jest doskonały na zimno do chleba, lub na gorąco do kapusty czy grochu.
Nie będę ściemniać: są tam tez przepisy na zielone pomidory. Ale nie podam, dopóki mi ktoś nie powie, gdzie tak konkretnie mogę kpić kilogram zielonych pomidorów. Niech i ja cos z tego mam.
OdpowiedzUsuńNapisane przez Szeherezada S. około 4 rok (lata) temu.
Na rynku przy stadionie żużlowym w Mieście!
Napisane przez Szeherezada S. około 4 rok (lata) temu.
Jak na złosć zawieruszyła mi się ulubiona książka poradnikowa, bodajże pani Dzięgielewskiej ABC porządków domowych. A chciałam powiedzieć, że korzystam z rad i mimo, że są one spzred półwiecza ( moz emniej) to sa skuteczne i proste.
Książki kucharskie tez wolę stare.Mam stare wydanie kuchni polskiej i gitara.
Na sam dźwięk słów „kuchnia fjużyn”, modne jedzenie itd dostaję hercklekotów i zęby jadowe mi rosną. Co nie znaczy, że nie jadam mięsa z owocami
Oczywiście, że jadam, bo uwielbiam. Ale uwielbiam mięso z owocami a nie kuchnię fjużyn.
No i przepisy na cokolwiek: wez dwie kostki rosołowe konorr, dorzuć marchewke marki knorr, posyp pietruszka z kostki knorr i dolej wody mineralnej marki knorr w garnku zeptera koniecznie… To nie napiszę co mi się wtedy robi.
Napisane przez Cot około 4 rok (lata) temu.
Za te pomidory chcesz w zęby?! Przywale nawet w jadowe!!!
No z tym knorrem mna trzącha jak Pascal Brodnicki tak wszystko z tym knorrem nachalnie memła. najgorsze to sa kostki czosnkowe, pietruszkowe i inne badziewiowe.
Od tego fjuzyna robi sie slabo oraz niedobrze, bo on jest taki fjużyn jak ja hinduska tamncerka. W sumie okazuue sie bez polotu, z pewnoscia nie do codziennego stosowania. A ja musze jesc codziennie. Taki ze mnie oryginal.
Mam taka ksiazke kucharska – hit lat chyba 50. czy 60. „Ksiazka kucharska dla samotnych i zakochanych”. Tam sie jasno mowi jaka jest zupa – ostatni ratunek przed pierwszym, nie kaze sie kupowac specjalnego urzadzenia do fondue z czekolady itd.
Mam tez szereg ksiazek wydanych po wojnie, wlasnie w latach 50. , a pisanych przez kucharzy jeszcze przedowjennych, i to jest dopiero cos.
OdpowiedzUsuńNapisane przez Szeherezada S. około 4 rok (lata) temu.
Cot pytał, to grzecznie , zgodnie Z WIEDZĄ POSIADANĄ PRZEZ MOJĄ OSOBĘ odpowiadam, co nie?
A WOGŁLE to wiekowe porady i przepisy są zajebiste. Ja tam brzydzę się fjużynami i innymi modnymi. No same słowa mnie powalają.
Hjuman risurs menadżment zostanie dla mnie na wieki wieków kadrami i co ja na to poradzę?
Napisane przez Szeherezada S. około 4 rok (lata) temu.
Znalazłam właśnie jeszcze jedną książkę. Dostałam ja dla jaj w prezencie ślubnym. Trochę się pośmiałam a potem doszłam do wniosku, że kurcze śmieszne, ale prawdziwe. Muszę ją sobie dokładniej pzrejrzeć.
Barbara Sokołowska, Vademecum młodej pani domu.
Napisane przez Cot około 4 rok (lata) temu.
Na paczpani. Dzięgielewskiej wprawdzie nie mam, ale znam. Ale Sokołowskiej nawet w ręcach nie miałam.
Z tem nazewnictwem moja osoba sie zgadza. Juz babci koo9zetowej nie ma tylko menager wuceta. I chyba dlatego kod nastepujacy mi wywalilo, jak najbardziej a propos: srivi.
Napisane przez Szeherezada S. około 4 rok (lata) temu.
Osttanio widziałam w ogłoszeniach pracowych, że szukają kierownika stoiska spzredaży choinek
Ale offtop zrobilam, niekcąco.
Napisane przez nielot około 4 rok (lata) temu.
Zaiste, miły pies. A ja mam ukochaną książkę „Dobra kuchnia”, nad którą się wzruszam, bo jest tam na przykład takie piękne zdjęcie produktów mlecznych – wszystko w szklanych butelkach z kolorowymi kapslami.
Napisane przez Cot-->nielot około 4 rok (lata) temu.
Ja mam koło siebie sklep, który raz na tydzień sprowadza taką dobrą śmietane w szklanych butelkach, z pomarańczowymi kapslami, jak za dzieciństwa mego.
Napisane przez flavvi około 4 rok (lata) temu.
OdpowiedzUsuńtaaa…kuchnia fjużyn to jak fastfudy:>
A śmietana z pomarańczowym kapslem to poprostu marzenie z dzieciństwa i grzech!
Wysoko Maminka moja stawiała tę śmietanę a ja i tak, (krągłonoga i ogólnie pękata) ładowałam ruczkę na taboret i wspoinałam się na tęwieże aby dobyć tej śmietany po czym dolewałam….wody!
Jakim cudem nigdy nie spindoliłam się z tej wieży zbudowanej z taboretu i ryczki to do dziś nie wiem.
Napisane przez Anonim około 4 rok (lata) temu.
Zielone pomidory widziałam kilka dni temu na Placu Imbramowskim (takie targowisko w Krakowie). Lubię tu zaglądać. Pozdrawiam.
Anielka
Napisane przez Kamenari około 4 rok (lata) temu.
Bałkańskie zapiski kuchenne, książka wydana w 2006 przypomina taką powojenną książkę kucharską. W środku same cuda: czorby, tratory, banice, w normalnych przepisach. to taka niekomercyjna reklama za darmochę umiesczona bo warto.
Napisane przez Zuzanka około 4 rok (lata) temu.
Zielone pomidory widuję co jakiś czas w Piotrze i Pawle. A i na Allegro chwilę temu były:
http://www.allegro.pl/item448026746_zielone_pomidory_nie_znajdziesz_gdzie_indziej.html
Napisane przez Cot-->flavvi około 4 rok (lata) temu.
Ja wyżerałam masło z garnka. Lodówki nie było, więc w garnku ubite, zalane zimną wodą.
Napisane przez Cot-->Anielka około 4 rok (lata) temu.
Tylko że ja mieszkam w Warszawce…
Napisane przez Cot-->Kamenari około 4 rok (lata) temu.
Aaaa, to jak sie o nia potkne, to z łóżka nie wyrzuce.
Napisane przez Cot-->Zuzanka około 4 rok (lata) temu.
mam jakiś ślad pamięciowy, że ktoś pisał, że były w Hali Mirowskiej.
Ale, jak znam życie, to one owszem były, ale w moich godzinach pracy. Bo to dla mnie nie jest taka sprawa żcia i śmierci. Ja bym chciała pojechać, kupić i zrobić.
OdpowiedzUsuńNapisane przez kleo około 4 rok (lata) temu.
Cocie,
a propos zielonych pomidorów, to ja się polecam w przyszłym roku:)
babcia moja Stanisława uprawia ogródek jako i ja
[odwrotnie: ja jak babcia, bo przeca i chronologia, i nie jestem pewna, czy przypadkiem nie geny;)],
na zasadzie sztuka dla sztuki.
skutek taki, że pomidory pod folią spokojnie sobie czerwienieją, a te sadzone pod gołym niebem – niebałdzo.
a zielone są uważane w mojej rodzinie za niedojrzałe, więc nikt ich nie jada.
mam osobistą niszę rynkową i tegorocznych zielonych nie byłam w stanie przerobić…
Napisane przez stardust około 4 rok (lata) temu.
To jak Cot nie dostanie tych pomidorow, to moze sie Cot zlituje i wysle mi tego przepisa na maila. Moje pomidory jeszcze na krzaczkach czesc ciagle dojrzewa ale wiem, ze znow zostane z zielonymi. A wogole to cus sie popierdolowalo, bo czesc krzakow kwitnie!!!
Napisane przez Cot-->kleo około 4 rok (lata) temu.
To ja sie naprawde do Ciebie zglosze, bo mnie ta konfitura fascynuje.
Napisane przez Cot-->stardust około 4 rok (lata) temu.
No doooobra. Ale jutro.
Napisane przez Szeherezada S. około 4 rok (lata) temu.
Ja też się dopraszam zielonych oraz różanych. Należy się, w koncu powiedziałam gdzie można kupić, nie?
Napisane przez Cot około 4 rok (lata) temu.
Taaa, na tym Twoim tardu, Szeherezda, to tak se moge kupic jak na Księżycu mniej więcej. Ale dobra, będziecie miały.
Napisane przez zemfiroczka około 4 rok (lata) temu.
No to zapodam i tu źródełko-> hala mirowska, ale nie pod daszkiem, a pod chmurką raczej- te warzywniaki, co to na przeciwko mięsnych są.
A te kostki knura i inne winiary też mnie osłabiają. Zupa z kostki to jakieś bluźnierstwo jest, o!
Napisane przez batumi około 4 rok (lata) temu.
flavvi – a co to jest ryczka (ruczka)??
Z zielonych pomidorów to ja najbardziej lubię te smażone, od Fannie Flagg
Cocie, to ja mam jakąś starą książkę kucharską, zajrzę do niej i podam jakieś fajne cytaty!
Napisane przez Cot około 4 rok (lata) temu.
To ja powiem za flavvi, bo moze sie nie cafa do starych notek. Ruczka czyli ryczkto taki stoleczek niski dosyc, zasadniczo sluzyl kiedys do dojenia krow – znaczy stolkiem sie nie doilo, boze bron, tylko dojarz lub dojarka na nim przysiadal . Syoleczek zawedrowal do miasta jako mebelek podreczny.
Batumi dawa te cytacje.
Napisane przez summa około 4 rok (lata) temu.
Książkę kucharską dla samotnych i zakochanych uwielbiałam, trzymam ją jak relikwię, a teraz córce pożyczyłam, bo przeszła „na swoje”, no i do czegoś musi zaglądać przecie
W ogóle ta para autorów (Maria Lemnis i Henryk Vitry) miała najlepsze przepisy, z jakimi się spotkałam – wszystko się według nich udawało. Np. bezbłędny makowiec z przepisu „W staropolskiej kuchni”.
A przepisom w Kobiecie i Zyciu też niczego nie brakowało, potwierdzam
Napisane przez Cot-->summa około 4 rok (lata) temu.
Lemnis-Vitry pisali potem przez jakis czas dla „Twojego Stylu”, jak tylko powstal. Czesc tych przepisow mam i sa rewelacyjne, chociaz to uz nie jest ta zgrzebna, biedna peerelowska kuchnia dla samotnych i zakochanych. To sa autyprzy wszechstronni i z polotem.
OdpowiedzUsuńNapisane przez Aika około 4 rok (lata) temu.
Niezwykle interesujace w starszych ksiazkach sa generalne porady na temat podawania posilkow a w szczegolnosci organizowania przyjec. Bardzo lubie rozdzialy o „prywatkach mlodziezowych” podczas ktorych nalezy serwowac potrawy, ktore mlodziez uzna za „fajne” – np. gorace parowki.
Napisane przez Cot-->Aika około 4 rok (lata) temu.
He he mam takie książki. „Prywatki, przyjecia i inne” jedna sie nazywa, drugiej tytulu nie pamietam, ale tej samej autorki. Zwlaszcza te „inne” ciekawe sa. Okraszone zdjeciem robota kuchennego, takiego najprostszego, cud techniki to by;. Serwetki lniane sa tam tez, a nawet łapka kuchenna. Czasem sie delektuje taka lektura.