niedziela, 24 marca 2013

Notka, w którey autor się boi

Notka, w którey autor się boi

3 maja 2012 

 

Czasem to aż strach coś napisać.

Niedawno przeczytałam na pewnym emigranckim blogu, że w Polsce ludzie przyrządzają  krewetki niezgodnie z zasadami. Zasady były dla odmiany opisane na innym blogu, tym razem polskim. Zbrodnia przeciwko przyrządzaniu krewetek polegała na zbyt długim ich smażeniu (co czyni krewetki gumiastymi i jest to fakt, z którym nie zamierzam dyskutować, bo się zgadzam).

Poczułam się straszliwie odpowiedzialna za postrzeganie Polaków na antypodach. Tak sobie coś chlapnie człowiek na blogu, a potem przez niego wszyscy będą mieli przerąbane jak w ruskim czołgu.

Weźmy takie szparagi. Normalnie ludzie szparagi gotują. Wstawiają go wysokiego gara, łebkami do góry i gotują. Tymczasem ja szparagów nie gotuję, tylko obrane rzucam na patelnię z rozgrzanym masłem i duszę. Nie mam pojęcia, czy takie postępowanie ze szparagami jest zgodne z etyką i moralnością kuchenną, jak bardzo jestem w moich działaniach odosobniona i jak statystycznie często Polacy szparagi duszą, zamiast je dręczyć we wrzątku. No, ale  stracha mam. Jako właścicielka bloga „Nienawidzę gotować!” boję się na przykład, że ktoś mógłby powziąć przypuszczenie, że Polacy nienawidzą gotować. I to tylko na podstawie tego jednego bloga!

Krytusie piernowy…

Albo taki spód na tartę.

Spód na tartę robię na oko tak zwane. Nie ważę mąki. Nie ważę masła. Masla (na oko) daję połowę tego, co polecają przepisy, samo ciasto zlepiam tym, co mi się aktualnie pałęta w lodówce, czyli jogurtem naturalnym 0 procent, albo serkiem Bieluchem, albo kwaśną śmietaną.

Taki to właśnie spód zagniotłam wczoraj, a także udusiłam szparagi. Dzisiaj spód upiekłam, pokłuwszy go uprzednio widelcem, wyłożyłam papierem do pieczenia, a na ten papier wysypałam kulki ceramiczne.  Proszę nie uogólniać tej informacji. sądzę, że Polacy na ogół wysypują taki spód suchym grochem. Wiąże się to zapewne z tradycją, ale i z faktem, że to ja wykupiłam dwa opakowania tych kulek, jakie były TKMaxx-ie.

Na podpieczony spód wylałam masę z serka mascarpone, żółtka (jednak w taki upał lepsze byłyby dwa żółtka), parmezanu i pieprzu. Na tę bumelajzę pizgłam hojnie szparagi. Piekłam tak długo, aż było gotowe.

Niedawno zetknęłam się z opinią, że blog kulinarny bez zdjęć jest do niczego. No nie wiem. Przeczytałam masę książek bez ilustracji – i były dobre. Ale może blogi rządzą się innymi prawami. Niestety, ponieważ nie umiem na WordPressie wstawić zdjęcia, z tego bloga nikt się nie dowie, jak wyglądają szparagi. Ale jest to informacja, którą każdy łatwo uzyska od niani Ogg (książka kucharska „Pikuantne rozkosze”).

2 komentarze:


  1. Napisane przez ~bere około 11 miesięce/y temu.
    prawie nie gotuję, to sobie chociaż blog kulinarny poczytam
    (jadłam dzisiaj szparagi, ale nie wiem, jak je traktowano, bo były one w zapiekance)

    Napisane przez ~Baronowa około 11 miesięce/y temu.
    Tarta też zapiekanka
    Oraz irytują mnie (cenzura) te rysunkowe emotikony.

    Napisane przez ~futrzak około 11 miesięce/y temu.
    Bardzo dziekuje za zlosliwosci, ale z przykroscia musze stwierdzic, ze nie zrozumialas mojego wpisu.
    Nie chodzilo mi o zgodne czy niezgodne z zasadami gotowanie tylko o gotowanie takie, ktore w ewidentny sposob potrafi spieprzyc potrawe czy skladnik, a podaje sie to jako doskonaly przepis i wszyscy sie nim zachwycaja.
    Te gumowate krewetki to dla mnie taka sama skucha kucharska jak przypalone mieso albo rozgotowane na breje warzywa. I teraz – mam daleko gdzies, co kto sobie w domu ugotuje, jak spieprzy itd – jego sprawa. Problem zaczyna sie w momencie, kiedy blog z takimi przepisami – ewidentnie spieprzonymi – zaczyna sie stawiac rodakom jako WZOR. A potem jest tak, ze we wszstkich restauracjach (no, byc moze sa wyjatki) w Polsce owoce morza sa niejadalne. Albo salsa fresca jest zrobiona z przecieru pomidorowego z cebula i nie ma tam ani krzty papryczek chili.

    Napisane przez ~Baronowa około 11 miesięce/y temu.
    Futrzak – ekskjuzmi, ale chyba niezrozumienie jest po obu stronach lady. Dlaczego na podstawie lektury jednego bloga twierdzisz, że wszyscy robią gumowate krewetki? Dlaczego na podstawie wizyty w ilku knajpach twierdzisz, że w innych jest tak samo? Dlaczego swoje osobiste, subiektywne odczucia ppodajesz jako prawdę obiektywną? O to mi chodzi. Kto postawił tego bloga jako wzor (i jaki to blog, jestem zacofana i nie wiem).

    OdpowiedzUsuń

  2. Napisane przez ~futrzak około 11 miesięce/y temu.
    Nie na podstawie jednego bloga. Potem zaczelam sprawdzac, i to nie jedyny. Jeden z wielu. I w najwiekszej polskiej gazecie ta sama zaraza.
    I w nastepnej tez. I wszyscy czytajacy sie ciesza, jaki fajny przepis. Bo brzmi tak srodziemnomorsko. Sa blogi, ktorych autorzy maja pojecie o gotowaniu. Ale one jakos sie nie moga przebic do najwiekszych gazet – a szkoda.
    Co do knajp: w istocie wizyta nastapila w kilku jedynie. Ale co ja poradze ze w polmilionowym miescie sa tylko 3 knajpy meksykanskie, a w stolicy tez niewiele wiecej? I we wszystkich onych ta kuchnia „meksykanska” nie ma nic wspolnego z meksykanska?
    To gdzie mam pojsc szukac porzadnie zrobionej salsy czy krewetek – do restauracji serwujacej kuchnie staropolska?

    Napisane przez ~Baronowa około 11 miesięce/y temu.
    Ja tam sobie myślę, że ludzie mają gdzieś te przepisy – zwłaszcza z gazet. Popatrzą, popatrzą, obrazki obejrzą, pizgną do kosza i na tym koniec. Pracowalam w niemieckim wydawnictwie i w mojej gazecie kolumnami kulinarymi zajmowala się weganka, która ani trochę nie znala się na mięsach, a poza tym, nie lubila ani gotować, ani jeść. naczelny ją pomazał na to stanowisko. Puszczala różne gnioty i niedorzeczności (smażenie kotletów przz dwie godziny) i nikt z czytelników nie skladał reklamacji.
    Co do drugiej kwestii, to powiadają mężowie uczeni, że w danym kraju najlepiej jeść to, co krajowe.

    OdpowiedzUsuń