niedziela, 24 marca 2013

Notka, w którey autor smaży raczuchy, od przykrych myśli się odcinayąc

Notka, w którey autor smaży raczuchy, od przykrych myśli się odcinayąc

16 czerwca 2012 

Notka jest napisana na zamówienie, ponieważ zwierzyłam się, że dzisiaj u nas raczuchy. Raczuchy nie są przereklamowane aż tak bardzo, ponieważ zostaje po nich do zmywania tylko miska, łyżka, trzepaczka, nóż i obierak. Ale trochę jednak są, bo trzeba je zrobić, a smażenie, wiadomo, generuje smrody.

Tak w ogóle to miały być naleśniki, które dla odmiany są przerklamowane bardzo, a to z powodu smażenia tych cholernych placków. Wczoraj oglądamy Ramsaya, który kurwuje w kuchni zupełnie jak ja – tylko ja mam gorzej, bo nie mam komu naubliżać i szpili wsadzić po sam łepek. Aż się dziwię, że nie mam wrzodów.

I ten Ramsay zrobił naleśniki z rabarbarem, który wcześniej wymęczył w garnku. A placki naleśnikowe to byly w jego wydaniu takie więcej pankejksy, pampuchi.

Dzieć popatrzył na mnie i mówi:

- Ale te naleśniki to do naleśników zupełnie niepodobne. A może by tak raczuchy?

Tyle na temat idei. Która mi się spodobała – mniej stania, mniej smażenia, mniej wszystkiego.

No i teraz będzie bieda. Bo ja nawet ciast nie robię z przepisem w garści. A jak publicznie powiedziałam, że będą raczuchy, to ciasto już miałam zrobione. Na oko.

To teraz – wszyscy święci, pomagajcie.

Trzy lagi rabarbaru obrałam z łupiny i pokroiłam w drobne plasterki. Mogłyby być cztery, bo te oje były jakieś mikre. Zasypałam dwiema łyżeczkami cukru pudru – bo więcej nie miałam. Wyszedł. A ja zapomniałam kupić, tak mnie wciągnęło pętanie się po bazarze Hala Mirowska w poszukiwaniu malin. Zamieszałam i wzięłam się za ciasto.t

3/4 półlitrowego opakowania jogurtu żurawinowego wymieszałam trzepaczką z dwoma jajkami i odpowiednikiem dwóch łyżeczek cukru (o jest słodzik, który można poddawać obróbce termicznej, radzę wziąć normalny cukier, jak nie wiadomo, czy wolno słodzik gotować – ja się ratowałam tym, co było w domu). Akropo ratować tym, co jest w domu. Nie musi być jogurt. Może być maślanka, zsiadłe mleko, od biedy kefir. Ja preferuję owocowe, ale to nie jest obowiązkowe.

Następnie dowaliłam mąki – przypuszczam, że półtorej szklanki. Ciasto ma być gęstsze niż na naleśniki, mniej więcej o konsystencji gęstego budyniu. Po czym poszłam się chwalić w necie, że będę miała raczuchy.

Jak wróciłam do kuchni, sprawdziłam gęstość ciasta. Akurat przez ten czas mąka napęczniała, ale ciasto  mimo wszystko było za rzadkie. Więc jeszcze dosypałam mąki oraz półtorej łyżeczki sody. Łyżeczka jest nietypowa, specjalna do jogurtu, więc to raczej były dwie łyżeczki od herbaty. Jak nie ma sody, może być proszek. Dodałam rabarbar (razem z sokiem, który był łaskaw puścić), wymieszałam tę bumelajzę, a ona się odwdzięczyła, robiąc takie prrruch! prrruch! bąble. To zasada z sody weszła w reakcję z quasem z rabarbaru. Dzięki ci, o Stwórco, to było dobre!

A potem usmażyłam raczuchy.

Nie wiem, drogie koleżanki, czy byłam pomocna (ale bardzo się starałam).

Oczywiście poza sezonem rabarbarowym raczuchy robię z jabłek wymieszanych z bananem i kawałkami śliwek, a jak się jeszcze doda trochę wiśni to w ogóle – uuuuch!

1 komentarz:


  1. Napisane przez ~Beata około 9 miesięce/y temu.
    ja racuch robie z drożdżami

    Napisane przez lorenza.la.magnifica około 9 miesięce/y temu.
    Słusznie. Drożdżowe najlepsze. Ale nie miałam drożdży i mi się nie chciło aż tak bujać z glupimi racuchami.

    Napisane przez ~bere około 9 miesięce/y temu.
    przeczytałam i jestem teraz głodna!

    OdpowiedzUsuń